Bo, gdy zaczniesz doceniać małe rzeczy, zaczną dziać się cuda

Boże, nie znam drugiej takiej osoby, która cieszyłaby się z tak małych rzeczy. Uwielbiam Cię za to”


Wspaniałe jest to, jak cieszysz się z takich rzeczy ”

Coraz więcej słyszę takie stwierdzenia. Dlaczego słyszę je tak często? Może dlatego, że w ciągu dnia rozmawiam z ogromną liczbą, czasami nawet nieznanych mi ludzi. A to szersze pole manewru :) bo tak naprawdę, niewiele się u mnie zmieniło od czasów, gdy byłam małą dziewczynką. Stwierdzenie „małą” oznacza nie tylko wiek. Były takie czasy, gdzie naprawdę byłam mała. Serio. Mogę pokazać fotki dla niedowiarków 😉 niestety,  było minęło. Trzeba się skupić na tym co jest. A dzieje się dużo. 

Uwaga: życiówka. Dla tych, którzy omijają takie wyznania z daleka, zachęcam do zamknięcia tej witryny :)

Odkąd pamiętam miałam dość optymistyczne podejście do życia. Mimo sytuacji finansowej, która nie była za dobra ( optymistycznie mówiąc ) w dzieciństwie to potrafiłam znaleźć same pozytywy, nawet w najgorszych momentach. Ostatnio przy rozmowie z mamą, a te uwielbiam, usłyszałam, że  byłam cudownym dzieckiem ( skromności tu niewiele )
Mama wspominała, że nigdy nie wybrzydzałam. Zawsze rozumiałam, jak nie mogła mi czegoś zapewnić choć starała się, abyśmy wszystko mieli. Nie narzekałam, że w wieku szkolnym kurtkę noszę po bracie, że nie jadę gdzieś na wakacje czy nie mogę czegoś dostać tu i teraz.
Pamiętam te piękne czasy, w których chodziło się w glanach lub trampkach, z wytartym plecakiem, na którym miałam naszywki ukochanych zespołów muzycznych. 

Mój optymizm sięgał daleko. Pewnego dnia, gdy jedna para ( aż z dwóch par ) tenisówek, zniszczyła się doszczętnie dając dziury wielkości okna na świat, postanowiłam czarną parę zmiksować z czerwoną. I tak o to poszłam do szkoły w jednym trampku czerwonym a drugim czarnym. Nie przyszłoby mi na myśl, żeby mówić mamie o nowej parze butów. W mojej małej, upartej główce narodził się wręcz pomysł ponadczasowy. Stwierdziłam, że tylko ja noszę tak oryginalne obuwie i czas na nową modę :) nawet dobrze się przyjęła. A ja byłam dumna, że robię coś z niczego. Patrząc na dzisiejsze czasy, gdzie rodzice niestety, tak Kochani, my napędzamy wyścig szczurów w coraz to nowszych stylizacjach dzieciaków w szkole, to co zrobiłam ja było nie do pomyślenia. 

Dzisiaj czekając na kogoś, mijały mnie grupy gimnazjalistów wracających ze szkoły. Szczerze? Drodzy rodzice… a szczególnie mamy. Te dzieci są ubrane lepiej niż Wy… na grupę wszystkich dzieci naliczyłam jeden, słownie: JEDEN plecak, który nie był oryginalny.
A może był, a ja nie znam tej firmy?! :) wystylizowane włosy, oryginalne buty.
To nie jest coś czego ja zazdroszczę bo nie miałam. To jest coś co dla mnie idzie w złym kierunku, a napędzamy to my- stare konie. ( ostatnio wybiło mi 27 na liczniku, staram się przygotować mentalnie do 30tki )

Ok, ale nie o oryginalnych ubraniach miał być ten wpis. Ale ja jak zwykle zbaczam na inny tor. Wracamy matka, wracamy.

Ok, jesteśmy jeszcze w czasach, gdzie mała dziewczynka ze mnie. Nie narzekam na biedę, wyznaczam nowe trendy i daleko mi do pesymisty. 

Idziemy dalej. W momencie, w którym zaczęłam odkrywać swoją pasję i rozwijać skrzydła dużo bywałam poza domem. Jeżdżenie na konkursy, festiwale a później koncerty sprawiało, że łaknęłam każdej chwili.
Do dzisiaj pamiętam, gdy każdy dziwił mi się jak za darmo mogę jechać na cały weekend i pomagać organizować Warsztaty Gospel? Być dla ludzi, którzy będą chcieli się najeść, wyspać i zaczerpnąć jak najwięcej wiedzy? Często śpiąc na sali na materacu? A ja oczywiście widziałam to z innej strony. Doszkolę się. Nauczę się. Zobaczę nowe miasto. A zwiedziłam ich z warsztatami wiele. Był Toruń, był Wrocław był Gdańsk… Nowe miejsca, nowi ludzie sprawiało, że otwierałam się na inny, nowy mi świat. Uwielbiałam go. Cieszyłam się ze wszystkiego. Z tego, że mogę komuś zrobić tosty, z tego, że zagram wieczorem w siatkówkę bo nigdy nie grałam. Z tego, że ( uwaga, bez rasizmu ) poznam czarnoskórych, idoli muzyki Gospel.
Wszystko mnie fascynowało. Do dzisiaj pamiętam wieczory, gdzie do rozpuku śmialiśmy się z ludźmi, tworzyliśmy scenki, filmy albo po prostu rozmawialiśmy.
Gdy zaczęłam dorastać a moja przygoda ze śpiewaniem nabierała rozpędu, miałam wrażenie, że łykam te chwile jak ryba chcąca wrócić do wody.
Każdy koncert, każde nagranie w studio, każde wyjście na scenę kojarzyło mi się z wielkim bananem na ustach. 

Wiecie co? To było coś niesamowitego. Wtedy mi każdy mówił, że życia nie znam. Zacznę pracować na swoje to poznam i mój optymizm się skończy. 

Kochani… zaczęłam pracować. Jako opiekunka. I choć już te prawie 10 lat temu, stawki były kompletnie inne, potrafiłam się utrzymać sama w Poznaniu, opłacić studia i jeszcze starczało na przyjemności, które smakowały jeszcze bardziej.
Gdy mama setki razy przepraszała mnie, że nie może mi pomóc podczas gdy inni dostawali kasę na czesne, ja byłam z siebie ogromnie dumna. To mnie napędzało jeszcze bardziej. 

Do czego ja dążę?! Kochani. Wyjechałam za granicę. A było to prawie 5 lat temu. Co słyszałam? Że dlaczego uciekam, jeżeli tu jest tak fajnie?
Powodu nie będę zdradzać w tym poście, ale nigdy nie był on związany z tym, że czegoś nie doceniam.
Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii było ciężko. Przynajmniej mi. Odcięta od garstki przyjaciół a wielu znajomych, odcięta od pięknej relacji z mamą, odcięta od rodziny. Wiedziałam jednak, że po coś tam jestem i muszę wykorzystać ten czas jak najlepiej. Musiałam zamknąć pewne etapy w Polsce raz na zawsze, żeby móc powrócić z podwójną siłą. Postanowiłam wykorzystać ten czas na maksa. Nauczyłam się języka ( nadal kuleje, ale nie ma tragedii 😉 ) postanowiłam się doszkalać z każdej możliwej rzeczy, a ludziom szczególnie Polakom, którzy przyjeżdżali, starałam się zapewnić dobry start.
Pomagałam ile mogłam, żeby ktoś kto do nas przyjeżdżał do pracy, czuł się dobrze. 


Dni i miesiące mijały, cel został osiągnięty więc pora na ślub, powiększenie rodziny i powrót do Polski. Co usłyszałam? Po co wracacie? Tam nic nie ma.

Do czego wracacie? Daję Wam rok i wrócicie. To były słowa zachęty na powrót do Polski :) A ja wierzyłam, że nam się uda. I nie mówię tu o zdobytych milionach i wycieczkach do Dubaju. Mówię tu o nastawieniu psychicznym, które pozwala się przestawić z życia, które mieliśmy w UK na życie, które jest w Polsce. 

Bez większych oszczędności ( tutaj nikogo nie powinno obchodzić dlaczego tak, a nie inaczej ), wróciliśmy do kraju. Szczęśliwi na maksa, z dzieciątkiem pod sercem. Nie wiedzieliśmy co tak naprawdę będzie. Macierzyński, który mi przysługiwał był załatwiony w UK więc po jego skończeniu ( gdy Tymek osiągnął 6 mc ) powinnam wrócić do pracy. Nie wróciłam. Pozmieniały mi się priorytety. Ale o tym też w innym poście.
Chcę Wam powiedzieć, że mimo tego, że odczuwamy zmianę. Pracuje tylko mój mąż, mi nadal nie przysługują żadne pieniążki z Urzędu Pracy czy innych instytucji JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI! Dlaczego? Bo widzimy małe rzeczy!

Kochani… do czego dążę. Jak to powiedział  Woody Allen „Kiedy jestem w Nowym Jorku, chcę być w Europie, a kiedy jestem w Europie, chcę być w Nowym Jorku” Zauważyłyłeś może u siebie, że podczas gdy Facebook rośnie w siłę, a Ty widzisz znajomych w Grecji, na Bali czy też innych zakątkach świata czujesz się mniej szczęśliwy? Czy odczuwasz radość z ich szczęścia a może jesteś przygnębiony tym, że Ciebie tam nie ma?

Wyniki badań pokazują, że próby uszczęśliwienia się przez zmienianie sytuacji życiowej najczęściej zawodzą.

Dlaczego tak się dzieje? To sprawka potężnej siły, znanej z badań Philipa Brickmana i Donalda Campbella, którą psycholodzy nazywają hedonistyczną adaptacją. Mamy „ zadziwiającą umiejętność szybkiego dostosowywania się do zmian fizjologicznych, co oznacza zdolność do podnoszenia się z upadków i odzyskiwania radości, kiedy dotykają nas choroby czy wypadki. Ale istnieje też niekorzystna strona hedonistycznej adaptacji – zmniejsza ona radość i satysfakcję po każdej pozytywnej zmianie. Kiedy wszystko idzie jak z płatka, zadziwiająco łatwo uznajemy, że po prostu tak ma być ” To od nas zależy jak widzimy świat. W jakich barwach go widzisz? Czy doceniasz na co dzień to co masz? Wiele ludzi po wyjściu ze szpitala docenia swoje zdrowie. Do czasu, gdy nie znacznie marzyć o czymś innym.
Robert Emmons w serii eksperymentów wykazał, że to „wadliwe” nastawienie można jednak zmienić. 


Przeczytajcie wyniki badań, które przeprowadzano na grupie studentów. „ Podczas badania poproszono grupę studentów, aby co tydzień przez dziesięć tygodni z rzędu zapisywali rzeczy, za które są wdzięczni i za które byliby skłonni dziękować życiu, Bogu i innym ludziom. Zadaniem osób z grup kontrolnych było myślenie o codziennych udrękach lub o pięciu ważnych wydarzeniach z ich życia. Wyniki tego eksperymentu okazały się fascynujące. Uczestnicy koncentrujący się na wdzięczności stali się bardziej optymistyczni i bardziej zadowoleni z życia w porównaniu z osobami z grup kontrolnych. Poprawił się nawet stan ich zdrowia.
To były pierwsze badania, które wykazały, że istnieje związek między wyrażaniem wdzięczności i zauważalną poprawą stanu mentalnego lub fizycznego. Od czasów Emmonsa nie potrafimy stwierdzić, czy wdzięczność wyzwala dobre samopoczucie, czy jest jego skutkiem. Z pewnością jest tak, że gdy rośnie lub spada jedno, rośnie lub spada również drugie. Jednak dopiero Emmons wykazał, że wdzięczność można wzmacniać niezależnie, co poprawia samopoczucie.

W najnowszych badaniach zwraca się uwagę na korzyści płynące z okazywania wdzięczności. Ludzie, którzy na co dzień wyrażają wdzięczność, są szczęśliwsi niż inni, mają więcej energii i twierdzą, że częściej doświadczają pozytywnych emocji. Są także bardziej pomocni i skłonni do empatii, chętniej przebaczają, mają mniej materialistyczne podejście do świata i są bardziej uduchowieni i religijni niż ludzie mający mniejsze skłonności do okazywania wdzięczności. Dodatkowo im większe mamy predyspozycje do wyrażania wdzięczności, tym rzadziej dopadają nas depresja i poczucie osamotnienia czy też stany zawiści i zdenerwowania. „

Gdy wstajesz rano o czym myślisz? Zastanowiłeś się nad tym? Wiesz… ostatnio przygotowania do Świąt idą pełną parą, a ja tylko słyszę „ Boże jeszcze tyle do zrobienia, nie mam teraz czasu ”

Jestem wykończona tymi świętami ” szczerze?

To po co je obchodzisz? Po co celebrujesz coś, z czego nie masz radości? Czy narzekanie weszło nam w krew? Czy przygotowywanie posiłków dla innych nie sprawia Ci już radości? Czy to, że usiądziesz w końcu razem z rodziną przy stole nie sprawia Ci już radości? A co sprawia Ci radość? 

Oglądam się dużo ostatnio na ludzi. Może aż za bardzo widocznie. Zauważam bardzo dużo nieszczęśliwych osób. Osób, które jeżeli czegoś nie dostały – zawodzą się. Dlatego, że czegoś nie mają – nie potrafią być szczęśliwi. Wiecie co w tym jest najgorsze? Ci ludzie mają zdrowie, mają rodziny. Mają zdrowe dzieci. A nadal szukają, nadal drążą… Gdzie ucieka nam ta piękna codzienność? Kiedy ostatnio wracając z pracy/ szkoły czy ze spaceru spojrzałeś na otaczający Cię świat? Na te milimetry śniegu, które spadły i cudownie otulają drzewa? 

Mam dla Ciebie propozycję. Wyzwanie do końca roku.
Każdego dnia, zaczynając od jutrzejszego poranka zapisuj sobie za co jesteś wdzięczna. Ja będę to robić oficjalnie na tablicy. Dla zachęty.
Wiesz ile się może zmienić w Twoim życiu, gdy zaczniesz być wdzięczny za to co masz?

Łatwiej nawiążesz kontakt z innymi, bo sprawi Ci to radość.
Nie będziesz się porównywać z innymi, co w tych czasach jest katorgą wielu.
Będziesz przyciągać pozytywne osoby do swojego życia, co da Ci wiarę w swoje możliwości. Pozytywne osoby, będą Cię napędzać do działania co sprawi, że za rok będziesz w zupełnie innym miejscu. Lepszym
Zaczniesz mówić ludziom komplementy, co sprawi radość nie tylko Tobie ale też innym.

Kochani, jeżeli w tym momencie poczuliście, że czujecie się za coś wdzięczni wyraźcie to. Napiszcie w tym momencie do osoby, która sprawiła, że Twoje marzenia się urzeczywistniły. Podziękuj tym, którzy w chwilach Twojego upadku postanowili Cię podnieść.

Rozejrzyj się dookoła. Co masz? A co możesz zdobyć swoją pracą?
Masz wiele. Zacznij to dostrzegać. 

Za co ja jestem wdzięczna?

Za moją mamę. Za relację, którą z nią mam.
Za mojego męża i wspaniałą rodzinę, którą mi daje i o której zawsze marzyłam
Za moich przyjaciół, bez których nie podniosłabym się podczas upadków.

A Ty? Nadal zazdrościsz komuś kolejnej wycieczki zagranicznej czy zauważyłeś co lub kogo masz obok siebie? Jeżeli czytasz ten post obok najukochańszej Ci osoby powiedz tu i teraz:

DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚ. 

A ja Tobie dziękuję, że wytrwałeś do końca.

Podejmuję wyzwanie wdzięczności każdego dnia a Ty?

Fragment tekstu dotyczący wyników badań na grupie studentów pochodzi z artykułu na stronie Focus.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *