Jak zorganizować ślub i wesele marzeń

Wiecie co mnie ogromnie cieszy? Jak coś się komuś uda to coraz częściej ludzie to doceniają i zauważają. A co najważniejsze – mówią o tym głośno. Mam nadzieję, że też to zauważacie… Ja przynajmniej się staram 😉

Ślub i wesele jest jednym z największych marzeń WIĘKSZOŚCI kobiet. Piszę większości, bo zaraz mnie zjecie w komentarzach, że ” ślub do szczęścia mi nie jest potrzebny „. Ok. Może i Tobie nie. Ale mi bardzo. Nie wyobrażam sobie żyć bez ślubu. No co zrobić. Taki mam klimat 😉

Gdy po paru latach związku, stwierdziliśmy że już gorzej trafić nie mogliśmy i musimy coś z tym zrobić – zaczęło się! 

A jaki termin? A gdzie? A kogo zapraszamy? A czy z dziećmi? a może i bez? A ile to kosztuje? czy będzie nas stać? A poprawiny? a noclegi? a może by tak rzucić wszystko i wyjechać?

Pytań nie było końca! Tym bardziej, że nie mieszkaliśmy w Polsce i zorganizować to wszystko okazywało się nie lada wyzwaniem.


 

Na początku krótka nasza historia :) a co. Bądźmy chociaż trochę romantyczni w tych czasach.

Z moim obecnym 😉 mężem poznaliśmy się w 2011 roku. Był 13 maj. PIĄTEK – ( uuu wyczuwam chwilę zgrozy ) data zapadła w pamięć. Jakby inaczej?

Nie tylko ze względu na datę ale i na inne okoliczności, których wszystkich nie będę wymieniać- dużo osób nie dawało nam szans. Pewnie do dzisiaj niektórzy się dziwią, jak dajemy radę? 😉 ja totalny żywioł. Wulkan energii. Marcin – oaza spokoju. 
Sama nie wiem. Chociaż ostatnio to ja częściej zluzowuje szelki a Marcin nabiera prędkości 😉 ale do rzeczy Matka! Do rzeczy!

Post ten piszę od wczoraj. Bo to wczoraj minęła 3 rocznica od naszych zaręczyn. 

Planując ślub tak naprawdę zaczynamy od daty. Zastanawiamy się: jaką porę roku lubimy? Ja nie wyobrażałam sobie mieć wesela latem. Nie cierpię upałów. A jeszcze bawić się podczas nich to dla mnie męczarnia. Oczywiście jak trzeba to będę królową parkietu ale jak nie to nie 😉 Datę wybiera się pod względem pamiętnej daty, kogoś urodzin a czasami po prostu na chybił trafił.

Pamiętam ten moment, gdy w pracy ( tak, tak… pracowaliśmy razem z mężem ) podszedł do mnie Marcin i mówi: słuchaj, to kiedy ten ślub? Może 13 maja w piątek? 

Szybko podłapałam temat. Był rok 2014. Mówię ok Super. Zobacz kiedy wypada następny 13 MAJ w piątek i jazda! Okazało się, że następna zapamiętana przez nas data jest w 2016 roku. Więc datę mieliśmy już zaplanowaną. Oczywiście nie każdemu się ona spodobała. Ale… czy to ważne? :) Maj jest przepięknym miesiącem ślubnym. Będę polecać każdemu! :) Nam trafiła się idealna temperatura, powiew świeżości i ten zapach bzu. Niesamowite. Do dzisiaj pamiętam.

UWAGA WAŻNA RZECZ. Gdy chcecie naprawdę przeżyć swój dzień wyjątkowo. Weźcie to pod uwagę. O czym mowa? O naukach przedmałżeńskich. I jeżeli ci z Was, którzy swoje nauki przedmałżeńskie kojarzą tylko z tematem prowadzenia kalendarzyka to słabo. Oj słabo. Ooooj. Bardzo słabo. Tego czasu Wam już nikt nie wróci. Postarajcie się, aby ten nauki były naprawdę czymś ważnym. My decydowaliśmy się na weekendowe nauki. Namiary podam dla zainteresowanych. Bardzo często wracamy z mężem do tego czasu. To było coś czego nie zapomnimy do końca naszego życia. Te chwile i wzruszenie którym nie było końca było idealnym wstępem do planowania całego wesela. 3 dni, w których czas staje a Ty jesteś oko w oko z decyzją, która mam nadzieję, zostanie z Tobą do końca życia. Wybierzcie mądrze. 

 

Gdy data już jest, nauki znalezione to czas na wybór świadków. I BŁAGAM WAS! Nie wybierajcie z przymusu. Nie wybierajcie kogoś, kto wiecie że sprawę oleje… Ja wzięłam sprawy w swoje ręce. Powiedziałam do męża. Ty wybierz swojego świadka a ja swojego. Bo to mój świadek będzie w dzień ślubu ze mną i to my musimy się dogadać. Świadek to ważna rola. Uwierz. Jeżeli jesteś wybrany na świadka weselnego musisz być ważną osobistością. Goście mogą nie dojechać, ale bez Ciebie nic by nie wypaliło 😉

Dlaczego świadek jest taki ważny? Bo, gdy Ty latasz i załatwiasz milion spraw, musi być ktoś kto Ci najzwyklej w świecie pomoże. Ktoś kto odłoży na chwilę swoje sprawy i swoje dupsko, żebyście czuli się w tym dniu najwspanialej. Ja lepiej wybrać nie mogłam. Moja świadkowa, wieloletnia przyjaciółka powinna dostać angaż w niejednej agencji ds. wesel :) 

Myślałam, że z nią konie kraść. Teraz już wiem, że naszą kolejną specjalizacją jest organizacja wesel :) 

Gdy jest data, nauki i świadkowie teraz można góry przenosić! :) 

A jakie? oj… będzie ich parę. Ale to fajne kilometrówki. Lista gości. Coś co przysparza o ból głowy nie tylko parę młodą ale i rodziców. Bo wiecie… ta ciocia tej cioci od tego stryjka… 😉 

Pamiętajcie, że to Wasz dzień ale i nie tylko. Dla Waszych rodziców też jest on ważny. I czasami listę gości można nagiąć o parę osób. Mówię o paru osobach. Nie o rodzinie Soprano. 😉 W końcu nawet, gdy Wasi rodzice nie sponsorują Waszego wesela to fajnie jest mieć na uwadze to, czego oni by chcieli. Dla nich to też wydarzenie. Teraz to czuję jeszcze bardziej, będąc matką. 

Listę gości najlepiej zrobić już na początku. Co najważniejsze – nie ograniczaj się tylko do rodziny, której może już nie widziałeś z 10 lat temu. Pamiętaj, że rodzina rodziną ale tak naprawdę to Twoi przyjaciele też są ważni. Znajomi, bez których ten dzień nie będzie taki sam. Przyjaciele to taka rodzina, którą my sami wybieramy. Bez nich ten dzień nie ma sensu. 

U nas lista gości była dość długa. Jak się bawić to się bawić. Ale wcale tak być nie musi. To Wesele Waszych marzeń. Nie Waszych rodziców, dziadków czy psa. 

Ogromnie ważnym dla mnie elementem była Msza Święta. Zaprosiłam moich przyjaciół – księży aby w ten dzień wprowadzili nas w nowe życie. Nie wyobrażałam sobie inaczej. Ceremonia była niesamowita. W gronie przyjaciół. Z pięknym kazaniem i rodzinną atmosferą. W kościele towarzyszył nam także chór Gospel, w którym miałam okazję pośpiewać parę lat. Goście byli zachwyceni. Do dzisiaj w naszej kulturze muzyka Gospel zaskakuje. A Gospel Joy na śluby polecam na prawo i lewo :) korzystajcie. 

 

 

Ceremonia ślubna to dla mnie nie tylko powiedzenie sobie TAK. Dla mnie to wybranie czytań, które są bliskie mojemu sercu ( sentymentalnie się zrobiło ) Tak. Będę mówić o tym głośno. Jest to dla mnie ważne. Czytania i Ewangelię wybieraliśmy sami. Psalm również. Nie wyobrażam sobie inaczej. Ustrojenie kościoła tak naprawdę nie za bardzo mnie interesowało. Poprosiłam o parę dodatków i kwiaty na ołtarzu. W tym miejscu nie liczyły się dla mnie ozdoby. 

Wybierając miejsce, w którym będzie organizowane wesele trzeba spiąć tyłek i zapytać o parę rzeczy. Do której jest wynajęta sala? czy płacimy korkowe? kto roznosi wódkę? jak pakowane jest jedzenie, które zostaje po weselu? czy jest klimatyzacja? czy jest możliwość wykupienia noclegu dla rodziny z daleka lub paru pokojów dla ” zmęczonych ” gości? :) czy można samemu skomponować całe menu? Tak naprawdę najlepiej jest, gdy spiszecie wszystkie pytania na kartkę. Uwierzcie mi. Przy całej rozmowie zapomina się o niektórych sprawach. Warto wybrać miejsce, które znasz lub w którym sam byłeś na weselu. Ja miałam to szczęście, że mogłam zobaczyć jaka jest organizacja wesela wcześniej. Na ślubie przyjaciółki. Super doświadczenie. Zapytajcie jak ułożone są stoliki co będzie ważne podczas, gdy zdecydujecie się na postawienie karteczek imiennych przy krzesłach. My tak zrobiliśmy i była to najlepsza decyzja. Nie było latania z torebkami i zajmowania miejsc 😉 a znając dobrze swoją rodzinę będziesz wiedzieć już jak ich usadzić co by nie rozsadzić 😉

Jeżeli macie już te parę rzeczy to już większość z głowy :) teraz czas na szukanie lub zamówienie sukni ślubnej i garnituru. Osobiście suknię ślubną szyłam i jestem z tego bardzo zadowolona. Koszt nie powalił mnie na kolana a miałam dokładnie taką jaką chciałam. Ceny sklepowe nie dla mnie. Priorytetem na naszym weselu była orkiestra i jedzenie. To jest coś bez czego idealne wesele się nie odbędzie. Wiecie jak to jest, jak jesteś wybrany i słyszysz każdy fałsz osiedlowego grajka? Przewertowałam miliony stron, odsłuchałam z bólem serca masę nagrań. Gdy już wybrałam orkiestrę to taką, że gościom śni się do dzisiaj :) wiele osób do dzisiaj wspomina jak oni grali!!! Również byłam oczarowana. Miło jest, gdy dwa dni po ślubie nadal otrzymujesz telefony z gratulacjami za tak udane wesele. Miło jest, gdy do dzisiaj Twoi znajomi opowiadają o Twoim weselu. Cholernie miło :) Orkiestra i jedzenie. Tak. Na to postawiliśmy. Gdy wybieraliśmy restaurację to obowiązkowo zjedliśmy tam obiad. Przyjemne z pożytecznym 😉 Bym zapomniała jak ważną rzeczą jest podwózka na salę weselną dla męża mego! Tutaj też o to zadbaliśmy. Mąż w 7 niebie. 

Pamiętajcie, żeby goście się dobrze u Was czuli. Może potrzebują noclegu? A może zorganizować dojazd? to są takie małe rzeczy, które powinny sprawić że w ten dzień Wasi goście będą czuć się na tyle dobrze, żeby na Waszym weselu dać czadu w tańcu :) Jest data, są nauki, są świadkowie, jest miejsce weselne, jest jedzenie, jest orkiestra, jest suknia ślubna i garnitur. O czym warto nie zapomnieć? o filmowaniu. Uważam, że jeżeli chce się już robić wesele to fajnie mieć pamiątkę z tego dnia. Nie żałuję podjętej decyzji. Mamy super film, z którego urywki możecie obejrzeć tutaj: 

https://www.youtube.com/watch?v=dsNB51B35F4

Dekoracje są ważne. Przynajmniej dla mnie. Ja się ich nie dotykałam bo to nie Halloween a wesele :) Cudowną pracę wykonała firma Pracownia Zieleni. Do dzisiaj wspominam jak pięknie ustroili nam sale. Posłuchali tego czego chcieliśmy. Cudownie ozdobili torty, które zamówiliśmy. Wszystko było utrzymane w jednym klimacie. Idealnie. 

Wszystkie te rzeczy są ważne. Bardzo. Ale jest jedna niezmienna. Niezależnie od planów, budżetu i reakcji gości KOCHAJCIE SIĘ! Na zawsze :) Życzę Wam tak wspaniałego wesela jakie my mieliśmy i takich gości, bez których to wszytko pierun by wziął 😉

Ozdoby- Pracownia Zieleni

Zdjęcia – Marta Giers

Orkiestra – TABASCO

Oprawa ślubna – Gospel Joy

Miejsce wesela – Gorzelnia 505 w Połajewiewe

Torty – Dziewczyny i Słodycze

Bo, gdy zaczniesz doceniać małe rzeczy, zaczną dziać się cuda

Boże, nie znam drugiej takiej osoby, która cieszyłaby się z tak małych rzeczy. Uwielbiam Cię za to”


Wspaniałe jest to, jak cieszysz się z takich rzeczy ”

Coraz więcej słyszę takie stwierdzenia. Dlaczego słyszę je tak często? Może dlatego, że w ciągu dnia rozmawiam z ogromną liczbą, czasami nawet nieznanych mi ludzi. A to szersze pole manewru :) bo tak naprawdę, niewiele się u mnie zmieniło od czasów, gdy byłam małą dziewczynką. Stwierdzenie „małą” oznacza nie tylko wiek. Były takie czasy, gdzie naprawdę byłam mała. Serio. Mogę pokazać fotki dla niedowiarków 😉 niestety,  było minęło. Trzeba się skupić na tym co jest. A dzieje się dużo. 

Uwaga: życiówka. Dla tych, którzy omijają takie wyznania z daleka, zachęcam do zamknięcia tej witryny :)

Odkąd pamiętam miałam dość optymistyczne podejście do życia. Mimo sytuacji finansowej, która nie była za dobra ( optymistycznie mówiąc ) w dzieciństwie to potrafiłam znaleźć same pozytywy, nawet w najgorszych momentach. Ostatnio przy rozmowie z mamą, a te uwielbiam, usłyszałam, że  byłam cudownym dzieckiem ( skromności tu niewiele )
Mama wspominała, że nigdy nie wybrzydzałam. Zawsze rozumiałam, jak nie mogła mi czegoś zapewnić choć starała się, abyśmy wszystko mieli. Nie narzekałam, że w wieku szkolnym kurtkę noszę po bracie, że nie jadę gdzieś na wakacje czy nie mogę czegoś dostać tu i teraz.
Pamiętam te piękne czasy, w których chodziło się w glanach lub trampkach, z wytartym plecakiem, na którym miałam naszywki ukochanych zespołów muzycznych. 

Mój optymizm sięgał daleko. Pewnego dnia, gdy jedna para ( aż z dwóch par ) tenisówek, zniszczyła się doszczętnie dając dziury wielkości okna na świat, postanowiłam czarną parę zmiksować z czerwoną. I tak o to poszłam do szkoły w jednym trampku czerwonym a drugim czarnym. Nie przyszłoby mi na myśl, żeby mówić mamie o nowej parze butów. W mojej małej, upartej główce narodził się wręcz pomysł ponadczasowy. Stwierdziłam, że tylko ja noszę tak oryginalne obuwie i czas na nową modę :) nawet dobrze się przyjęła. A ja byłam dumna, że robię coś z niczego. Patrząc na dzisiejsze czasy, gdzie rodzice niestety, tak Kochani, my napędzamy wyścig szczurów w coraz to nowszych stylizacjach dzieciaków w szkole, to co zrobiłam ja było nie do pomyślenia. 

Dzisiaj czekając na kogoś, mijały mnie grupy gimnazjalistów wracających ze szkoły. Szczerze? Drodzy rodzice… a szczególnie mamy. Te dzieci są ubrane lepiej niż Wy… na grupę wszystkich dzieci naliczyłam jeden, słownie: JEDEN plecak, który nie był oryginalny.
A może był, a ja nie znam tej firmy?! :) wystylizowane włosy, oryginalne buty.
To nie jest coś czego ja zazdroszczę bo nie miałam. To jest coś co dla mnie idzie w złym kierunku, a napędzamy to my- stare konie. ( ostatnio wybiło mi 27 na liczniku, staram się przygotować mentalnie do 30tki )

Ok, ale nie o oryginalnych ubraniach miał być ten wpis. Ale ja jak zwykle zbaczam na inny tor. Wracamy matka, wracamy.

Ok, jesteśmy jeszcze w czasach, gdzie mała dziewczynka ze mnie. Nie narzekam na biedę, wyznaczam nowe trendy i daleko mi do pesymisty. 

Idziemy dalej. W momencie, w którym zaczęłam odkrywać swoją pasję i rozwijać skrzydła dużo bywałam poza domem. Jeżdżenie na konkursy, festiwale a później koncerty sprawiało, że łaknęłam każdej chwili.
Do dzisiaj pamiętam, gdy każdy dziwił mi się jak za darmo mogę jechać na cały weekend i pomagać organizować Warsztaty Gospel? Być dla ludzi, którzy będą chcieli się najeść, wyspać i zaczerpnąć jak najwięcej wiedzy? Często śpiąc na sali na materacu? A ja oczywiście widziałam to z innej strony. Doszkolę się. Nauczę się. Zobaczę nowe miasto. A zwiedziłam ich z warsztatami wiele. Był Toruń, był Wrocław był Gdańsk… Nowe miejsca, nowi ludzie sprawiało, że otwierałam się na inny, nowy mi świat. Uwielbiałam go. Cieszyłam się ze wszystkiego. Z tego, że mogę komuś zrobić tosty, z tego, że zagram wieczorem w siatkówkę bo nigdy nie grałam. Z tego, że ( uwaga, bez rasizmu ) poznam czarnoskórych, idoli muzyki Gospel.
Wszystko mnie fascynowało. Do dzisiaj pamiętam wieczory, gdzie do rozpuku śmialiśmy się z ludźmi, tworzyliśmy scenki, filmy albo po prostu rozmawialiśmy.
Gdy zaczęłam dorastać a moja przygoda ze śpiewaniem nabierała rozpędu, miałam wrażenie, że łykam te chwile jak ryba chcąca wrócić do wody.
Każdy koncert, każde nagranie w studio, każde wyjście na scenę kojarzyło mi się z wielkim bananem na ustach. 

Wiecie co? To było coś niesamowitego. Wtedy mi każdy mówił, że życia nie znam. Zacznę pracować na swoje to poznam i mój optymizm się skończy. 

Kochani… zaczęłam pracować. Jako opiekunka. I choć już te prawie 10 lat temu, stawki były kompletnie inne, potrafiłam się utrzymać sama w Poznaniu, opłacić studia i jeszcze starczało na przyjemności, które smakowały jeszcze bardziej.
Gdy mama setki razy przepraszała mnie, że nie może mi pomóc podczas gdy inni dostawali kasę na czesne, ja byłam z siebie ogromnie dumna. To mnie napędzało jeszcze bardziej. 

Do czego ja dążę?! Kochani. Wyjechałam za granicę. A było to prawie 5 lat temu. Co słyszałam? Że dlaczego uciekam, jeżeli tu jest tak fajnie?
Powodu nie będę zdradzać w tym poście, ale nigdy nie był on związany z tym, że czegoś nie doceniam.
Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii było ciężko. Przynajmniej mi. Odcięta od garstki przyjaciół a wielu znajomych, odcięta od pięknej relacji z mamą, odcięta od rodziny. Wiedziałam jednak, że po coś tam jestem i muszę wykorzystać ten czas jak najlepiej. Musiałam zamknąć pewne etapy w Polsce raz na zawsze, żeby móc powrócić z podwójną siłą. Postanowiłam wykorzystać ten czas na maksa. Nauczyłam się języka ( nadal kuleje, ale nie ma tragedii 😉 ) postanowiłam się doszkalać z każdej możliwej rzeczy, a ludziom szczególnie Polakom, którzy przyjeżdżali, starałam się zapewnić dobry start.
Pomagałam ile mogłam, żeby ktoś kto do nas przyjeżdżał do pracy, czuł się dobrze. 


Dni i miesiące mijały, cel został osiągnięty więc pora na ślub, powiększenie rodziny i powrót do Polski. Co usłyszałam? Po co wracacie? Tam nic nie ma.

Do czego wracacie? Daję Wam rok i wrócicie. To były słowa zachęty na powrót do Polski :) A ja wierzyłam, że nam się uda. I nie mówię tu o zdobytych milionach i wycieczkach do Dubaju. Mówię tu o nastawieniu psychicznym, które pozwala się przestawić z życia, które mieliśmy w UK na życie, które jest w Polsce. 

Bez większych oszczędności ( tutaj nikogo nie powinno obchodzić dlaczego tak, a nie inaczej ), wróciliśmy do kraju. Szczęśliwi na maksa, z dzieciątkiem pod sercem. Nie wiedzieliśmy co tak naprawdę będzie. Macierzyński, który mi przysługiwał był załatwiony w UK więc po jego skończeniu ( gdy Tymek osiągnął 6 mc ) powinnam wrócić do pracy. Nie wróciłam. Pozmieniały mi się priorytety. Ale o tym też w innym poście.
Chcę Wam powiedzieć, że mimo tego, że odczuwamy zmianę. Pracuje tylko mój mąż, mi nadal nie przysługują żadne pieniążki z Urzędu Pracy czy innych instytucji JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI! Dlaczego? Bo widzimy małe rzeczy!

Kochani… do czego dążę. Jak to powiedział  Woody Allen „Kiedy jestem w Nowym Jorku, chcę być w Europie, a kiedy jestem w Europie, chcę być w Nowym Jorku” Zauważyłyłeś może u siebie, że podczas gdy Facebook rośnie w siłę, a Ty widzisz znajomych w Grecji, na Bali czy też innych zakątkach świata czujesz się mniej szczęśliwy? Czy odczuwasz radość z ich szczęścia a może jesteś przygnębiony tym, że Ciebie tam nie ma?

Wyniki badań pokazują, że próby uszczęśliwienia się przez zmienianie sytuacji życiowej najczęściej zawodzą.

Dlaczego tak się dzieje? To sprawka potężnej siły, znanej z badań Philipa Brickmana i Donalda Campbella, którą psycholodzy nazywają hedonistyczną adaptacją. Mamy „ zadziwiającą umiejętność szybkiego dostosowywania się do zmian fizjologicznych, co oznacza zdolność do podnoszenia się z upadków i odzyskiwania radości, kiedy dotykają nas choroby czy wypadki. Ale istnieje też niekorzystna strona hedonistycznej adaptacji – zmniejsza ona radość i satysfakcję po każdej pozytywnej zmianie. Kiedy wszystko idzie jak z płatka, zadziwiająco łatwo uznajemy, że po prostu tak ma być ” To od nas zależy jak widzimy świat. W jakich barwach go widzisz? Czy doceniasz na co dzień to co masz? Wiele ludzi po wyjściu ze szpitala docenia swoje zdrowie. Do czasu, gdy nie znacznie marzyć o czymś innym.
Robert Emmons w serii eksperymentów wykazał, że to „wadliwe” nastawienie można jednak zmienić. 


Przeczytajcie wyniki badań, które przeprowadzano na grupie studentów. „ Podczas badania poproszono grupę studentów, aby co tydzień przez dziesięć tygodni z rzędu zapisywali rzeczy, za które są wdzięczni i za które byliby skłonni dziękować życiu, Bogu i innym ludziom. Zadaniem osób z grup kontrolnych było myślenie o codziennych udrękach lub o pięciu ważnych wydarzeniach z ich życia. Wyniki tego eksperymentu okazały się fascynujące. Uczestnicy koncentrujący się na wdzięczności stali się bardziej optymistyczni i bardziej zadowoleni z życia w porównaniu z osobami z grup kontrolnych. Poprawił się nawet stan ich zdrowia.
To były pierwsze badania, które wykazały, że istnieje związek między wyrażaniem wdzięczności i zauważalną poprawą stanu mentalnego lub fizycznego. Od czasów Emmonsa nie potrafimy stwierdzić, czy wdzięczność wyzwala dobre samopoczucie, czy jest jego skutkiem. Z pewnością jest tak, że gdy rośnie lub spada jedno, rośnie lub spada również drugie. Jednak dopiero Emmons wykazał, że wdzięczność można wzmacniać niezależnie, co poprawia samopoczucie.

W najnowszych badaniach zwraca się uwagę na korzyści płynące z okazywania wdzięczności. Ludzie, którzy na co dzień wyrażają wdzięczność, są szczęśliwsi niż inni, mają więcej energii i twierdzą, że częściej doświadczają pozytywnych emocji. Są także bardziej pomocni i skłonni do empatii, chętniej przebaczają, mają mniej materialistyczne podejście do świata i są bardziej uduchowieni i religijni niż ludzie mający mniejsze skłonności do okazywania wdzięczności. Dodatkowo im większe mamy predyspozycje do wyrażania wdzięczności, tym rzadziej dopadają nas depresja i poczucie osamotnienia czy też stany zawiści i zdenerwowania. „

Gdy wstajesz rano o czym myślisz? Zastanowiłeś się nad tym? Wiesz… ostatnio przygotowania do Świąt idą pełną parą, a ja tylko słyszę „ Boże jeszcze tyle do zrobienia, nie mam teraz czasu ”

Jestem wykończona tymi świętami ” szczerze?

To po co je obchodzisz? Po co celebrujesz coś, z czego nie masz radości? Czy narzekanie weszło nam w krew? Czy przygotowywanie posiłków dla innych nie sprawia Ci już radości? Czy to, że usiądziesz w końcu razem z rodziną przy stole nie sprawia Ci już radości? A co sprawia Ci radość? 

Oglądam się dużo ostatnio na ludzi. Może aż za bardzo widocznie. Zauważam bardzo dużo nieszczęśliwych osób. Osób, które jeżeli czegoś nie dostały – zawodzą się. Dlatego, że czegoś nie mają – nie potrafią być szczęśliwi. Wiecie co w tym jest najgorsze? Ci ludzie mają zdrowie, mają rodziny. Mają zdrowe dzieci. A nadal szukają, nadal drążą… Gdzie ucieka nam ta piękna codzienność? Kiedy ostatnio wracając z pracy/ szkoły czy ze spaceru spojrzałeś na otaczający Cię świat? Na te milimetry śniegu, które spadły i cudownie otulają drzewa? 

Mam dla Ciebie propozycję. Wyzwanie do końca roku.
Każdego dnia, zaczynając od jutrzejszego poranka zapisuj sobie za co jesteś wdzięczna. Ja będę to robić oficjalnie na tablicy. Dla zachęty.
Wiesz ile się może zmienić w Twoim życiu, gdy zaczniesz być wdzięczny za to co masz?

Łatwiej nawiążesz kontakt z innymi, bo sprawi Ci to radość.
Nie będziesz się porównywać z innymi, co w tych czasach jest katorgą wielu.
Będziesz przyciągać pozytywne osoby do swojego życia, co da Ci wiarę w swoje możliwości. Pozytywne osoby, będą Cię napędzać do działania co sprawi, że za rok będziesz w zupełnie innym miejscu. Lepszym
Zaczniesz mówić ludziom komplementy, co sprawi radość nie tylko Tobie ale też innym.

Kochani, jeżeli w tym momencie poczuliście, że czujecie się za coś wdzięczni wyraźcie to. Napiszcie w tym momencie do osoby, która sprawiła, że Twoje marzenia się urzeczywistniły. Podziękuj tym, którzy w chwilach Twojego upadku postanowili Cię podnieść.

Rozejrzyj się dookoła. Co masz? A co możesz zdobyć swoją pracą?
Masz wiele. Zacznij to dostrzegać. 

Za co ja jestem wdzięczna?

Za moją mamę. Za relację, którą z nią mam.
Za mojego męża i wspaniałą rodzinę, którą mi daje i o której zawsze marzyłam
Za moich przyjaciół, bez których nie podniosłabym się podczas upadków.

A Ty? Nadal zazdrościsz komuś kolejnej wycieczki zagranicznej czy zauważyłeś co lub kogo masz obok siebie? Jeżeli czytasz ten post obok najukochańszej Ci osoby powiedz tu i teraz:

DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚ. 

A ja Tobie dziękuję, że wytrwałeś do końca.

Podejmuję wyzwanie wdzięczności każdego dnia a Ty?

Fragment tekstu dotyczący wyników badań na grupie studentów pochodzi z artykułu na stronie Focus.pl

High Need Baby, sprawdź czy to Twoje dziecko?

Odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży przeglądałam wszelkie fora, strony internetowe albo szukałam inspiracji w książkach. Wszędzie zasypywana byłam widokiem śpiących maluszków w łóżeczku obok ukochanego misia. Wszędzie widok był sielankowy, czysty, radosny a na każdym tym zdjęciu matka była wypoczęta bardziej niż ja wtedy będąc w ósmym miesiącu ciąży.

Dlaczego to takie dziwne? Bo, gdy okazuje się, że to właśnie Ciebie Bóg/Los ( niepotrzebne skreślić) obdarzył specjalnym, wymagającym dzieckiem to możesz zapomnieć o tych obrazkach. 

Samo w sobie nie było by to złe… gdy masz pierwsze dziecko nie wiesz czego się spodziewać. Można by nawet zaakceptować te realia, gdyby nie widok i dobre rady innych mam. 

O co tak naprawdę chodzi z High Need Baby?

Zostałaś mamą i od pierwszych chwil życia masz czas żeby się zdrzemnąć? Masz czas, aby pójść pod prysznic? a ze swojego łóżka doglądasz swoją pociechę czy nadal słodko śpi? A może nawet Twoje dziecko przesypia noce od pierwszych dni życia? Droga mamo! ciesz się i skacz do białego rana! :) 

High Need Baby, tłumacząc z angielszczyzny to

                   ” NIEMOWLĘ O WYSOKICH POTRZEBACH „

Kto by ich nie miał? kto z nas nie chce mieszkać w domu z ogrodem, z trzema sypialniami? i obowiązkowo dwiema łazienkami? kto z nas nie chce spędzać wakacji na Malediwach? moje potrzeby są zbyt wygórowane? Serio? :)

To poznaj mojego syna.

Ma na imię Tymoteusz. Pokochaliśmy go odkąd nawet jeszcze nie był w planach. Od 16 roku życia, lekarze mówili mi że dzieci mieć raczej nie będę. Nie mam się na to nastawiać a jeżeli już to starania będą dość długie. Jeden nawet rzucił taki czarny żarcik, że już mam zacząć starania co by może do 30stki zostać mamą. Takie heheszki sobie uprawiał. Mi do śmiechu nie było.


Kiedy w końcu znalazłam partnera swojego życia ( daj nam Boże ) podjęliśmy w końcu decyzję o staraniach dziecka. Mając cały czas w głowie, że starania będą długie – zaczęliśmy tuż po ślubie. Jakie było nasze zdziwienie, gdy w pierwszym cyklu okazało się, że jesteśmy w ciąży! czy ja dobrze widzę? Nie… chyba nie. Kupię jeszcze z 48 testów i się upewnię. A najlepiej to jak pojadę do Polski ( mieszkaliśmy za granicą ) i sprawdzę u ginekologa. 

Gdy zrobiłam 49 testów i sprawdziłam na ekranie komputera, że ktoś zamieszkał w moim brzuchu zamiast płakać z radości zastanawiałam się: 

– ale o co chodzi?

– czy na pewno wszystko w porządku?

– czy dotrzymam ciążę?

– czy moje dziecko jest zdrowe?

I tak do 9 miesiąca ciąży :) aż nadszedł dzień porodu. Dnia porodu ( a raczej dni ) opisywać nie będę, bo to nie jest thriller a zwykły post na zwykłym blogu. Po co mają mi czytelnicy uciec 😉

Tak więc po dwóch dobach porodu… nadszedł ten czas, gdzie poznaliśmy syna. Tymoteusza.

Pamiętam jak położna trzymała go w swoich rękach a ja krzyczałam:

DLACZEGO NIE PŁACZE? WSZYSTKO W PORZĄDKU? DLACZEGO ON NIE PŁACZE???

Położna popatrzyła na mnie i powiedziała:

” Spokojnie, spokojnie. Jak zacznie płakać to się Pani będzie modlić żeby skończył „

I tu zaczyna się nasza historia

Od pierwszych dni życia, Tymoteusz dosłownie wisiał na piersi. Najadał się mało bo często zasypiał w trakcie. Noce, jeszcze na sali po porodowej wyglądały tak, że matka na wznak a on jak mała przylepka leżał na mnie. A spróbuj go odłożyć? Walczyliśmy z dość ostrą żółtaczką więc bałam się, że nie da rady na lampach ( beze mnie ) jakoś jednak wylegiwał się jak na wczasach pod gruszą. Uspokoiłam się, że może już teraz będzie ok? 

I tak młoda matka, pierwszego dziecka zastanawia się co robi źle? Inne dzieci śpią ( oprócz koleżanki z sali – pozdrawiamy :* ) a my co? my znowu na wznak? a no znowu. 

Musiałam zmierzyć się z personelem, który wmawiał mi że źle karmię, z komentarzami starszych, że może mleko za słabe? a gdy płakał no to na pewno coś zjadłam… jaka ja byłam głupia, że w to wierzyłam… taka głupia.

Gdy wróciliśmy do domu ( nie miałam na miejscu nikogo, gdy mąż szedł do pracy ) dla mnie zaczęła się telenowela. Każdy kto do nas przychodził musiał sam sobie zrobić kawę lub herbatę i to nie dlatego, że pani domu wygodnicka. Nie, nie. Dlatego, że ja z tą małą przyssawką siedziałam. Na szczęście mama moja, która do dzisiaj mówi: KARMA WRACA przyjeżdżała tak często jak tylko mogła, żebym ja mogła się wykąpać. Tak kochani. Wzięcie prysznica graniczyło z cudem. A później wracamy do pozycji na wznak lub przystaw do piersi raz!

Jednego dnia, gdy żaliłam się koleżance powiedziała ona:

Aśka, przecież Ty masz High Need Baby! Poczytaj o tym, co byś wiedziała co robić.

A ja tak siedziałam z tą moją przylepą i myślę: kogo ja mam? 

High Need Baby, czyli przypomnijmy: Niemowlę o wysokich potrzebach, nigdy nie zaśnie snem głęboki. Jest je w stanie obudzić wszystko więc jeżeli widzieliście jakieś memy w sieci, albo filmy jak rodzice wychodzą z pokoju dziecka żeby go nie wybudzić – to właśnie my. Kiedyś, gdy Tymka usypiał mój mąż poszłam po cichu sprawdzić, czy może jemu się udało? Me oczy nabrały zdziwionego spojrzenia, gdy zobaczyłam 34 letniego mężczyznę, nabierającego kształy gąsienicy na panelach w celu wydostania się z pokoju. Patrzył na mnie łaskawym wzorkiem co bym tylko przez chwilę jeszcze nie oddychała. I po co szukać w życiu adrenaliny? Zrób sobie High Need Baby 😉

Co wyróżnia Tymka od reszty dzieci? Nadmierna aktywność. 

Gdy ostatnio nasz syn spadł nam z tapczanu ( HALO POLICJA? ) i byliśmy na przeglądzie 😉 lekarz stwierdził: nic nie jest. Ale gdy zobaczą państwo nadmierną aktywność proszę wrócić. Zaśmiałam się. W głos. Bo jak u nas sprawdzić czy Tymek jest nadmiernie pobudliwy? Toż to graniczy z cudem. Gdy mijam inne mamy na spacerach z uśmiechem ja właśnie tarzam setny raz zrzucone buciki, brudne koce, które zdążyły pojechać z nami parę metrów pod kołami. 45 minut nucę JADĄ JADĄ MISIE lub hej makarena… A gdy zasypia zaliczam trening, bo trucht musi być szybki i nie dozwolone jest się zatrzymać. ZAKAZANE. Przystanki nie istnieją. Tak więc zwiedzamy Oborniki aż szanowny Pan się obudzi. I po co mi były te prenumeraty albo książki? Miałam w planach je czytać siedząc na ławce… ps. Ktoś potrzebuje książki? 😉

Jakie było zdziwienie, gdy zapisaliśmy Tymka na naukę pływania dla niemowląt. Myślę sobie: Wyciszy się chłopak. Morza szum, ptaków śpiew… powiem Wam, że śmiesznie wyglądałam chodząc w kółko śpiewając piosenki oddalona od innych mam, w okularach pływackich bo Tymek postanowił wziąć życie w swoje ręce. Chlapał tak, że zastanawiałam się, gdzie to jego wyciszenie? Cieszyłam się jednak, że jest w końcu coś co mu się podoba!

Dlaczego? A bo HNB szybko się nudzi kochani! Tu trzeba szybko zmieniać płytę, przy przebieraniu udawać głosy wszystkich zwierząt świata, a niektóre zabawki chować na tydzień co by je wyciągnąć po tygodniu. Może się nimi chwilę zajmie?

Patrząc parę miesięcy wstecz, gdy młody był na piersi 48/24h dziwiłam się: czy on nie dojada? może faktycznie mleko za słabe? 

I gdy po jakimś czasie przeszliśmy na mm ( zła matka ) przez alergie pokarmową okazało się, że to nie moje mleko było za słabe. To Tymek potrzebuje częstszych karmień. Czujecie już komentarze koleżanek?

A ja mojego jak położę o 19 to do rana śpi. 

Wiecie co wtedy czuję? 😉 No, także ten…

Tymek ma 7 miesięcy. Do tej pory nie przespałam ani jednej nocy i nie wróży nic ku temu żeby to się kiedyś miało stać. Minimum 4 razy w nocy na przytulenie i dwa karmienia to minimum. Zasypia trzymając mój palec wtulony we mnie. Nie ma innej opcji. Taki kochany! Bez matki ani rusz! :)

Chcesz się ze mną umówić na spacer? Super, ale nigdy nie na godzinę. Bowiem u nas nie ma STAŁYCH PÓR DNIA. Myślisz sobie, jak to? przecież to dobrze, gdy maleństwo ma stałe pory dnia. A ja Ci powiem DUPA JASIU! Nie z naszym Tymkiem. No chyba, że chcesz spróbować? chętnie się umówimy :) stałe pory nie istnieją. Kładzie się jak chce, karmi się jak chce, domaga się wszystkiego na już i spróbuj tego nie spełnić w sekundę a będziesz mieć opiekę społeczną na karku. 

Taki trochę tryb: BIORĘ Z ŻYCIA GARŚCIAMI 

Tymek nie cierpi samotności. No bo po co? I chociaż jest już coraz lepiej i odkąd siedzi i raczkuje mogę go położyć na matę i zrobić sobie herbatę ( hurra ) to jest postęp. Jednak, gdy noga Twa na chwilę przestąpi przez próg domu Twego to… no właśnie. Nie przestąpi. Zrobisz to raz i nigdy więcej. Po co opieka społeczna ma wracać? Tymek ma ogromną potrzebę bliskości. Idealnie sprawdza nam się nosidełko. 

Tymek ma też temperament i skrajne emocje. Gdy jest zadowolony to śmieje się głośno na cały market do rozpuku! ( wtedy słyszę komentarze: jakie małe słodkie maleństwo? ) a mi wiecie co się w kieszeni otwiera? no właśnie.

Jak coś mu się nie podoba to uwierzcie – też jest to skrajna emocja. Ktoś, kiedyś powiedział: może spróbuj go owinąć otulaczem? nie będzie się wybudzać. 

Ja naprawdę dziękuję za porady, ale większość z nich wypróbowałam i no nie. Po prostu nie 😉 

Jemu ciągle mało. Co jest zaletą w tej dziedzinie? To, że co chwile próbuje czegoś innego. Fizjoterapeuci by się za głowę łapali, ale no nie będę dziecka stopować. I tak mam dużo do ogarnięcia. Wyprzeda inne dzieci, bo nie podobało mu się leżenie na plecach. Musi wszystko widzieć, dotknąć czy spróbować. Siedzi, raczkuje… i próbuje wstawać ( dla chętnych filmiki ) 7 miesięcy. Nawet, gdy usypiam go po raz kolejny w nocy musi wymachiwać rączką i szukać mojego nosa. zaśnie dopiero gdy go złapie. Czasami ma pogaduszki o 3 w nocy bo po co spać? 

Kochane mamy! Czy widzicie w tym opisie swoje dziecko? Wierzę, że jesteś zmęczona. Często pod koniec dnia czuję się jakby przejechało po mnie stado koni a to przecież nie koniec bo jeszcze noc przede mną. Ale i tak usłyszę, że mam przecież tylko jedno dziecko? więc o co chodzi? :) Wiem, że możesz czuć się sfrustrowana, zmęczona. Odkładasz wszystkie swoje potrzeby na bok by zadowolić malca. Spotykasz się z komentarzami, które zalewają Ci krew. 

Mam dla Ciebie parę rad:

– WYPISZ SIĘ ZE WSZYSTKICH GRUP MATEK WSZECHWIEDZĄCYCH NA FACEBOOKU

– WYRZUĆ WSZYSTKIE PORADNIKI – JAK USYPIAĆ NIEMOWLĘ

– NIE WIŃ SIEBIE ZA TO, ŻE COŚ ROBISZ ŹLE

– NIE SŁUCHAJ RAD CO POWINNO TWOJE DZIECKO, KIEDY POWINNO PRZESYPIAĆ CAŁE NOCE LUB ILE POWINNO JEŚĆ

– PRZESTAW MYŚLENIE. TWOJE DZIECKO NIE JEST UPARTE! TYLKO KONSEKWENTNIE DĄŻY DO CELU

– NIE BÓJ SIĘ PROSIĆ O POMOC

– ZNAJDŹ GRUPĘ WSPARCIA

– ZAAKCEPTUJ TO WSZYSTKO I CIESZ SIĘ Z MACIERZYŃSTWA BO TWOJE KONSEKWENTNE MALEŃSTWO ZARAZ WYROŚNIE

Kochane Mamy! Badania dowodzą, że gdy dziecko jest HNB często wyprzeda swoich rówieśników w życiu dorosłym. Skupmy się na tym i zamieńmy słowa : nie może usiedzieć w jednym miejscu na to, że może kiedyś konsekwentnie będzie szukać swojej drogi w życiu? nie spocznie na laurach? Tego się trzymajmy!

Daj znać o Twoich doświadczeniach.

Mam syna! co na to przyszła synowa?

Och! Co to był za dzień… ” It’s a boy ” usłyszeliśmy z mężem. Radość, łzy i duma w oczach męża. To zapamiętałam najbardziej. Chwilę później pomyślałam sobie: mam niezłą misję do wypełnienia! 

Wychować takiego syna, z którego będę dumna, kobiety będą czuć się szanowane i w końcu wybierze tą, na którą będzie czekać całe życie :)

Ile z nas czasami wzdycha pod nosem i pyta: Gdzie ci mężczyźni?!

Oczywiście zaraz odezwie się męska część publiczności, której na szczęście mniej w tym gronie. Że wszystko działa w obie strony, że to nie tylko wychowanie ale i charakter… zgodzę się. 

Pozwólcie jednak, że napiszę parę słów. Ten post będzie opierać się o książkę pt. ” Syn dobrze wychowany. Od niemowlęcia po mężczyznę. Poradnik bez kantów „

Też macie wszystkie możliwe obrazy zabójstwa, gdy otwieracie lodówkę a stoi tam pusty kartonik po mleku? Otwieracie szafkę, aby wyciągnąć składniki na ciasto a tam pustka? Otwieracie opakowanie po jajkach a tam jajek brak? A może przy każdej możliwej okazji pytacie: gdzie była teściowa?!

I chociaż ja trafiłam na okaz nieprzeciętny i wyjątkowy to wychować syna na prawdziwego mężczyznę liczy się z ogromnym wyzwaniem. 

Podczas, gdy ja wkurzam się na kolejne puste opakowania nadal stojące w lodówce  lub zapominalski umysł księcia mego to inne kobiety walczą z przemocą, brakiem akceptacji ze strony swojego partnera, brakiem miłości lub totalnym zamknięciem się na uczucia z jego strony.

Często ze słów facetów mogę usłyszeć: przestań ryczeć! Prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Co najgorsze, to również możemy usłyszeć od mam, babć czy innych mam nadzieję nieświadomych jeszcze kobiet. Bo przecież jak jednego dnia można powiedzieć ” prawdziwi mężczyźni nie płaczą ” a drugiego, oczekiwać wyrozumiałego, kochającego i otwartego na swoje uczucia chłopca?

Zastanawia mnie jedno. Jak chcemy, aby nasi dzisiejsi chłopcy byli w przyszłości kochającymi, szanującymi, otwartymi i szczerymi mężczyznami jeżeli już od najmłodszych lat każemy im chować uczucia? Podczas, gdy jego w środku rozrywa na myśl, że zgubił ulubioną zabawkę my oczekujemy, aby powstrzymał łzy i był twardy jak kamień? w imię czego?

Często również mogę usłyszeć: nie noś, bo przyzwyczaisz oraz coraz częstsze: musi spać sam w łóżeczku bo inaczej nigdy się go nie pozbędziesz. A co, gdy ja nie chcę się go pozbyć?

A co jeżeli pokazywanie uczuć, tulenie, kołysanie i szeptanie do ucha jak bardzo go kocham stawiam ponad wszystko? co na to badacze? Czy wiesz, że Ponad 8% uczniów amerykańskich szkół średnich cierpi na kliniczną depresję. Amerykańskie dzieci jako grupa doświadczają większego niepokoju niż pacjenci leczeni psychiatrycznie w latach 50., a około 21% amerykańskich dzieci w wieku pomiędzy 9. a 17. rokiem życia cierpi powodu zaburzeń umysłowych lub uzależnienia. Te problemy mogą być wynikiem niedostatecznej więzi z najbliższymi osobami w życiu dziecka.

” Żaden rodzic nie jest doskonały i niezależnie
od tego, jak bardzo się starasz, od czasu do czasu źle odczytasz
sygnały dziecka. Jednak jeśli Twój syn nauczy się, że słuchasz go, troszczysz
się o niego i starasz się zaspokoić jego potrzeby najlepiej, jak potrafisz, to
będzie mógł się rozwijać i rozkwitać ” możemy przeczytać w książce o której wspomniałam.

Gdy kolejny raz Twoje dziecko potrzebuje Twojej uwagi, a Ty jednak nie jesteś mu jej w stanie poświęcić zaczyna wymyślać masę powodów do tego, żebyś w końcu na niego zerknęła?

Włos mi dęba staje, gdy słyszę? Nie nalewaj soku, bo rozlejesz! Widzisz! znowu rozlałeś? Mówiłem Ci, że rozlejesz! 

Co zrobić i jak rozmawiać z dzieckiem, które potrzebuje uwagi a Ty w tym momencie naprawdę nie możesz tego okazać? 

1. Wytłumacz dlaczego nie możesz teraz się bawić / czytać czy iść na spacer. 

2. Zapytaj dziecko czy ma jakiś pomysł, na to jak może spędzić czas podczas Twoich rozmów służbowych. Jeżeli dziecko jest za małe zaproponuj alternatywę. Ja w ostateczności po prostu biorę Tymka na ręce i rozmawiam. On jest zadowolony a ja mam ciszę.

3. Nastaw minutnik na tyle czasu ile sądzisz, że Twoje rozmowy/ czy czytanie zajmą Twoją uwagę. Niech dziecko przyjdzie wtedy, gdy ten minutnik odliczy swój czas.

Czy te porady zawsze i na pewno zadziałają? Może i nie albo tylko na krótką chwilę, ale pokażesz swojemu dziecku jak ważne są jego uczucia oraz to jak bardzo Ci na nim zależy. To takie trudne?

Zauważyłaś, że jesteś dobra w mówieniu? Bo ja bardzo! :) ale co z czynami? Kochani nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam gdy mój rozmówca patrzy mi w oczy… Często wzrok schodzi niżej 😉 ale oczy to dorby punkt zaczepienia. Nie cierpię, gdy ktoś unika odpowiedzi, myślami jest gdzieś indziej.. a czego oczekujemy od naszych dzieci? Sama łapię się na tym, że ” chcę tylko dokończyć sms „, ale zapominam jak ja bym się czuła, gdyby ktoś kazał mi co chwilę czekać lub słuchać ” zaraz „

Kochani! upewnijcie się, że każdego dnia dajecie Waszym dzieciom jasny przekaz miłości. Zapytaj swoje dziecko: czy wiesz kiedy Cię kocham? 

A może zaskoczy Cię ich odpowiedź? Może ona brzmieć: jak przynoszę same piątki, albo jak posprzątam w pokoju.. a może jak nie biję brata?

Otóż kochani… swoje dzieci kocha y zawsze. Niezależnie od sytuacji. Tylko przez cierpliwą rozmowę jesteśmy w stanie im to wytłumaczyć. Proszę Was! ja wiem, że ciężko, że nie zawsze jest czas, że czasami za dużo… ale WARTO ROZMAWIAĆ.

Twoje dziecko a mój syn ma wyrosnąć na pełnego miłości człowieka, a tylko wtedy będzie w stanie spełniać swoje marzenia nie krzywdząc innych.

Przy piątym dziecku, macierzyństwo odkrywam na nowo.

Asiu, jednego dnia wrzuciłam luźny post na mojej stronie. Chciałam sprawdzić ile mam, które obserwują mojego bloga mają więcej niż dwójkę dzieci. Jak na razie rozwaliłaś system :) Kiedy przeczytałam, że masz 5 dzieci, zbierałam szczękę z podłogi. Sama pewnie dobrze wiesz, że w tych czasach spotkać rodziny wielodzietne, jest trudno. Dzisiaj chciałabym porozmawiać o Twojej codzienności, trudach, radościach, zmaganiach a także o tym, jak to jest – być mamą pięciorga dzieci?!


Jak pewnie zdajesz sobie sprawę lub też ukradkiem myślisz – jestem mamą TYLKO jednego dziecka. Czasami chodzę sfrustrowana, bo coś jest nie po mojej myśli, nie mogę czegoś dokończyć co bym chciała… Bardzo mocno odczułam tą zmianę w moim życiu. Ja, ciągła wariatka, której wszędzie pełno, nagle zamyka się w domu z małym człowiekiem, który mam wrażenie niczego nie kuma. Odkąd poznałam Cię osobiście, gdy podeszłaś do mnie na planie teledysku i powiedziałaś: Hej! To ja! Asia! Mama tej 5 dzieci! :) zauroczyłaś mnie. Wzięłam głęboki oddech, obserwowałam Cię  po czym już nie mogłam Cię wyrzucić z pamięci. 

Asiu, najpierw tak od innej strony. Możesz nam trochę o sobie opowiedzieć?

 

Mam jeszcze 38 lat, z wykształcenia jestem socjologiem, ale nigdy nie pracowałam zawodowo. Jak to się mówi, zostałam mamą na pełen etat. Uwielbiam czytać książki, staram się znaleźć chwile w ciągu dnia, żeby przeczytać chociaż jedną stronę. Z klimatów muzycznych najbliżej mi do Ani Dąbrowskiej. W ostatnim czasie też o odkryła Pawła Domagałę. Poza tym radosna, pogodna. Powiem Ci w tajemnicy, że jak przeczytałam to pytanie na głos to Franek odpowiedział: piękna, wybitna, miła… wzruszyłam się. Tak mnie widzi moja rodzina. Niesamowite uczucie.

Teraz to i ja się wzruszyłam… Asiu powiedz mi, kiedy urodziłaś swoje pierwsze dziecko?

Pierwsze dziecko urodziłam jak miałam 24 lata. Piąte całkiem niedawno, mając 38 lat. 

Czy jesteś w stanie porównać obie ciąże? Jak znosiłaś ciążę mając 24 lata a jak mając 38?

Muszę przyznać, że zdecydowanie łatwiej było mi fizycznie w pierwszej ciąży. Jednak co muszę podkreślić to fakt, że teraz odkrywam macierzyństwo na nowo. Piękne, dojrzałe i świadome macierzyństwo.

Jaka jest różnica wieku pomiędzy następnymi dziećmi?

Teraz to się musisz skupić, bo pomiędzy Marcelem a Frankiem jest 3 lata, Frankiem a Maurycym 1,5 roku, Maurycym a Ignasiem 2,5 a  Ignasiem a Heniem 7 i pól roku.

 

Kiedyś to mój mózg zanotuje a tymczasem mogłabyś nam pokrótce opowiedzieć o swoich dzieciach? W jakim są wieku, czy mają już jakieś zainteresowania? Na jakich ludzi rosną? I jak oni czują się mając tak dużą rodzinę?

Dwoje rodziców, piątka dzieci i każde inne. Dosłownie.


Marcel  (14 l.)– domowa ostoja spokoju, wyważony, asertywny. Lubi gotować, wszystkie jego potrawy są wyśmienite. Potrafi zaskoczyć dobrym śniadaniem, pysznym lasagne, ciasto też nam sprawi jak tylko ma ochotę.  Uczy się w drugiej klasie gimnazjum – profil piłki ręcznej. Ostatnio nas bardzo zaskoczył… wyobraź sobie, że odrzucił gry komputerowe na rzecz filmów fantastycznych.

Franio ( 12 l. ) – to jest torpeda…charakterny bardzo, lubi stawiać na swoim.  Często doprowadza do wrzenia matki, ojca i braci. Sportowa dusza – 3 lata pływał, obecnie reprezentuje szkole na turniejach piłki ręcznej. Gra w koszykówkę, jeździ na nartach. 

Jednak mimo silnej osobowości bardzo wrażliwy na innych. Potrafił Stasiowi, który jest porażony czterokończynowo, z czułością złożyć życzenia urodzinowe. Ciocia Marlenka mówi, że to chłopak z sercem na dłoni.

Maurycy ( 10,5 l. ) kochany Maniek, który jak nabroi, to na widok oczu kota w butach ze Shreka natychmiast cala złość przechodzi. Zawsze mówię, że to dziecko z innej epoki. Jest szarmancki, uczciwy, życzliwy, prawdomówny i bardzo wrażliwy. Choć wygląda na zdrowego chłopca, niestety tak nie jest. 

Czy możesz nam powiedzieć na co choruje Maurycy?

Gdy Maurycy się urodził, nic nie wskazywało na żadną chorobę. Poza kilkoma plamkami na

ciele. Plamki na skórze pojawiały się, ja cały czas żyłam w przeświadczeniu, ze taka jego uroda. 

Jak one wyglądają? 

Małe plamki o kolorze kawy z mlekiem. Przypominają piegi. 

Co się następnie działo, że się zaniepokoiłaś? 


Zaczęłam się niepokoić, jak tylko rozwój ruchowy Maurycego odbiegał od normy. Gdy dostaliśmy skierowanie do neurologa, pomyślałam, że zostaniemy skierowani na rehabilitację. 


Czy lekarze od razu postawili diagnozę?

Od razu padło podejrzenie choroby genetycznej Zespołu Recklinghausena. Maniek w trakcie diagnozy miał 1,5 roku . Od tego momentu jest pod stałą opieka neurologa, hematologa, gastroenterologa i okulisty.

Jak często odbywają się badania?

Raz do roku jeździmy na rezonans głowy, ponieważ ma zmiany w głowie. Są one odpowiedzialne za pamięć krótką. Jest też w codziennej terapii w Centrum Terapii i Wspomagania Rozwoju Dziecka „Światełko”. Maniek jest bardzo pracowity. Neurolog za każdym razem podkreśla, że przy jego zmianach, w głowie jest super, ale to główny efekt pracy Manka i jego terapeutów Moniki Witaszak i Kasi Filipiak.  Jego choroba to bomba zegarowa, ale mimo to kocha bawić się klockami lego a ja cały czas wierze w to, że przebieg tej choroby będzie łagodny.

ciele. Plamki na skórze pojawiały się, ja cały czas żyłam w przeświadczeniu, ze taka jego uroda. 

Jak one wyglądają? 

Małe plamki o kolorze kawy z mlekiem. Przypominają piegi. 

Co się następnie działo, że się zaniepokoiłaś? 


Zaczęłam się niepokoić, jak tylko rozwój ruchowy Maurycego odbiegał od normy. Gdy dostaliśmy skierowanie do neurologa, pomyślałam, że zostaniemy skierowani na rehabilitację. 


Czy lekarze od razu postawili diagnozę?

Od razu padło podejrzenie choroby genetycznej Zespołu Recklinghausena. Maniek w trakcie diagnozy miał 1,5 roku . Od tego momentu jest pod stałą opieka neurologa, hematologa, gastroenterologa i okulisty.

Jak często odbywają się badania?

Raz do roku jeździmy na rezonans głowy, ponieważ ma zmiany w głowie. Są one odpowiedzialne za pamięć krótką. Jest też w codziennej terapii w Centrum Terapii i Wspomagania Rozwoju Dziecka „Światełko”. Maniek jest bardzo pracowity. Neurolog za każdym razem podkreśla, że przy jego zmianach, w głowie jest super, ale to główny efekt pracy Manka i jego terapeutów Moniki Witaszak i Kasi Filipiak.  Jego choroba to bomba zegarowa, ale mimo to kocha bawić się klockami lego a ja cały czas wierze w to, że przebieg tej choroby będzie łagodny.

Boże… Możesz powiedzieć na czym się skończyło?

Moja matczyna intuicja się nie myliła. Walczyłam jednak z sobą… Wiedziałam, że trzeba czekać. Czułam to. Gdy termin usunięcia został wyznaczony, przegadałam lekarza o przełożenie terminu. Decyzja profesora po półrocznej walce, zakończyła się sukcesem. W końcu po 1,5 roku od operacji Ignaś został podłączony do procesora mowy.

To przecież codzienna walka. Codzienne rehabilitacje, kontrole. A masz przecież jeszcze inne dzieci. Zdaję sobie sprawę, że bez pomocy innych ciężko byłoby się zorganizować.

Może jest ktoś o kim chciałabyś wspomnieć?

Właśnie najpiękniejsze w całej historii Ignasia jest to, ze Pan Bóg stawiał nam na drodze dobrych ludzi. Nasz dzielniak przeszedł dwie operacje oczu w Warszawie. I tutaj mogę już wymienić pierwszą osobę. Jedynie prof. Prost,podjął się leczenia. Wszyscy po drodze uznawali ten przypadek jako beznadziejny. Operacja zakończyła się sukcesem. Ignaś odzyskał częściowo wzrok (+9), po roku drugie oko poszło na stół ta sama historia (+8). W  sierpniu 2017 na kontroli okazało się, że wzrok się poprawił na + 5 i +7. Dla nas szok. 

No tak, nikt nie dawał mu szans a jest poprawa…

Ignaś śmiga teraz w okularach, że ho ho. A jak z zajęciami terapeutycznymi? Kto je prowadzi? Codzienna terapia to tez mnóstwo sukcesów. Tez zasługa Ignasia, jak również Moniki Witaszak i Doroty Borowiak. Przekochana Pani Roksana Malak, która postawiła Ignasia na nogi. Jakiś czas temu powiedziała, że miała wyrzuty sumienia. Kazała jeździć na zajęcia 6 razy w tygodniu do Poznania. Ja wiedziałam, że tak trzeba i nie żałuję żadnej minuty. Następnie Ania Wrona od słuchu a teraz też Centrum Terapii i Wspomagania Rozwoju Dziecka „Światełko „.
Dzięki Ignasiowi zawarliśmy nowe przyjaźnie.

Asiu, masz dwoje dzielniaków w swojej rodzinie. Maurycy i Ignaś to od dzisiaj moi bohaterzy. Wiem jednak, że musisz nam opowiedzieć jeszcze o Heńku.

Och Henryś (6 miesięcy )– anioł nasz kochany, grzeczny, spokojny. Dający wiele radości. To przez niego odkryłam macierzyństwo na nowo. Każdego dnia jest uśmiechnięty po przebudzeniu, a ja się od niego tego uczę. Jego uśmiech wyzwala mój i zaraz jest lepiej.

Asiu, wywiad zapowiada się długi i piękny. Ale jakby inaczej mając 5 wspaniałych dzieci i męża?

Oj tak…Mam nadzieje, ze chłopaki wyrosną na dobrych ludzi. Otwartych na drugiego człowieka. Myślę, że są zadowoleni z rodzeństwa, aczkolwiek czasem najstarszy narzeka na brak własnego pokoju. Ale mimo tego -jak to z rodzeństwem bywa- że się kłócą, to jeden za drugim w ogień idzie. Pewne jest tez to, ze Henio wyzwala w nich cieple uczucia, nie ma chwili, żeby do niego nie przychodzili, gadali, brali na ręce, Franek ogarnia przewijanie :) ostatnio Marcel stwierdzili: Mamo, Heniek będzie najbardziej rozpieszczony z nas wszystkich :)

Kochane chłopaki! Powiedz mi, czy Wy  z mężem również pochodzicie z rodzin wielodzietnych?

Ponoć wielodzietność liczy się od 3 dzieci. Także mogę powiedzieć, że tak. Mąż jak i ja, mamy dwóch braci.

Czy planowaliście wcześniej założyć dużą rodzinę?

Będąc jeszcze na studiach, model mojej rodziny to UWAGA: dwa plus jeden, ewentualnie dwa plus dwa. Ale wiesz co? Dzisiaj jestem wdzięczna Bogu, że tak pokierował moje życie.

Jak wyglądają Wasze dni powszednie? Kto już chodzi do szkoły? Komu trzeba zrobić śniadanie na wychodne, a może nadal komuś przebrać pieluchy? O której zaczyna się Twój dzień, jak on wygląda i o której się kończy?

Tydzień jest dość intensywny. 3 z nich chodzi do szkoły. Ignaś terapia i przedszkole.
Śniadanie ogarniamy razem. W pieluchach najmłodszy. Staram się wstać z mężem po 5, ale nie zawsze mi się to udaje. Trzeba wszystkich wytransportować do szkoły.  Na szczęście Marcel z Frankiem tak maja ułożony plan, ze nie muszę martwic się o Heńka rano.
Chłopaki zazwyczaj jada szkolnym autobusem. Ignaś codziennie jedzie na dwie godziny terapii, potem przerzucam go na dwie godziny do przedszkola. Najtrudniejszy jest poniedziałek i wtorek.Jak już wszyscy wrócą, to zjadamy obiad, potem chwila odpoczynku i lekcje. Sporo czasu spędzam z Maurycym przy lekcjach. Na szczęście starsi ogarniają sami. Potem kolacja, kąpiel. Wieczorem  Maniek czyta, chłopaki starsze coś tam jeszcze ogarniają.

Od samego Twojego opowiadania robię się zmęczona. I to tylko dlatego, że

próbuję sobie to wszystko wyobrazić. I taką mnie, która czasami nie może się wyrobić na 12 na zajęcia z młodym… Śmiech na sali. 

Generalnie to marzy mi się, żeby po 20 już byli u siebie. Rzadko to się zdarza. Straszaki muszą się jeszcze o coś pokłócić albo coś obgadać. My staramy się zaraz po 22 kończyć dzień. Przynajmniej mąż, bo rano praca.


Asia, nie będę pisać która jest godzina w tym momencie…

No ja czasem przebaluje do nocy, różnie to bywa.

Z tego co zauważyłam to możesz liczyć na wsparcie u starszych dzieci?

Tak. Choć jak to z dziećmi bywa, jest różnie. Staramy się żeby chłopaki były ogarnięte. Pomagaja w domu. 

W czym?

Do ich obowiązków należy rozpakować zmywarkę, ogarnąć śmieci, swoje pokoje, nakrycie do stołu, posprzątanie po obiedzie. Mieszkamy w domu jednorodzinnym to tez latem trzeba trawę skosić, drzewka poprzycinać itp. ale to już zasługa taty. Oczywiście, zdarza się, że słyszymy sto razy ZARAZ. Ale po chwili faktycznie idą i zrobią wszystko o co prosimy. Zresztą wychodzimy z założenia: „czego Jaś się nie nauczy tego Jan nie będzie umiał”

Kochana, obserwując Ciebie na planie teledysku, do którego miałyśmy razem okazję wystąpić, zauważyłam, że wspierasz Fundację „ Ja nie mogę czekać ”. To

dlatego, że Maurycy i Ignaś są jej członkami?

Tak. To do tej Fundacji należy Maurycy i Ignaś. 
Nas można podejrzeć na Facebooku: profil Maurycy i Ignacy Ciesiółka.

A jak można Was wesprzeć?

 Chłopaków można wesprzeć wpłacając 1 % podatku


KRS 0000037904 cel szczegółowy:12443 Ciesiółka Maurycy i Ignacy.

Ignaś i Maurycy stali się inspiracją do stworzenia tej Fundacji.

Jak to?

Kiedyś wspólnie z Dorotą Borowiak i Moniką Witaszak, widząc ile czasu potrzeba, żeby dzieci rozpoczęły konkretna terapie, wpadłyśmy na pomysł, żeby stworzyć fundacje.
I tak w 26 maja 2015 roku  powstała fundacja o wymownej nazwie „Ja nie mogę czekać”, bo dzieci czekać nie mogą. 

Im szybciej rozpocznie się terapie, tym więcej można osiągnąć.
Od jakiegoś czasu sporo się dzieje. Latem udało się zorganizować Rewolucję Serc,następnie „Korona Wielkopolski” a teraz kolęda. Jest to dla mnie teraz motywacja, żeby bardziej ruszyć do pracy. Żeby szukać potencjalnych pomagaczy.

Robię to już nie tylko dla synów. Udało nam się też wesprzeć kilkoro dzieci w rozpoczęciu procesu terapeutycznego. Fundacja działa lokalnie, chcielibyśmy na tyle ile się uda wspierać dzieci z zaburzeniami rozwoju w tym z autyzmem. Może wśród Twoich czytelników znajdzie się ktoś, chętny do pomocy? 

Oby! Będę o to apelować a sama swoim przykładem też chętnie się włączę.
Asia, teraz dużo osób nie wyobraża sobie nie poświęcać sobie czasu. Kobiety chodzą do kosmetyczki, na wszelakie zabiegi. Bardzo dbają o siebie, swój wygląd i swój rozwój.
Jak to jest u Ciebie? Masz czas na takie przyjemności? Czy przy takiej gromadce wspaniałych dzieci, priorytety po prostu są inne i nie myśli się w takich kategoriach?

Kochana, wychodzę z założenia, że matka wielodzietna, to matka zadbana. Oczywiście ulubiony w domu to dres, ale poza tym znajduje czas dla siebie. Chodzę do kosmetyczki, ostatnio byłam z małym Heńkiem, który pozwolił mi na 1, 5 godzinny zabieg. Obowiązkowo co 6 tyg. fryzjer (krótkie włosy zobowiązują) paznokcie lubię mieć zrobione, ale co by za dużo nie wybywać z domu robię je sama.  Lubię mieć zrobiony makijaż. W końcu jestem jedyną kobietą w domu! Chłopaki niech patrzą na mnie jak na królową a nie jak na kopciuszka :)

Wow. Imponująco.

Muszę w takim razie się poprawić… Super, że znajdujesz na to czas. Powiedz mi jak wygląda pomoc materialna od strony państwa? Czy jest wystarczająca, aby utrzymać dużą rodzinę?

Pewnie jest wielu przeciwników i zwolenników 500+. Uważam jednak, że jest to ogromna i słuszna pomoc dla rodzin.

Słyszałaś jakieś komentarze odnośnie 500+ w Waszej rodzinie?

Tak, usłyszałam, że Henio urodził się pod wpływem 500+ To totalna głupota. Przecież wcześniej wychowywaliśmy czwórkę dzieci bez tego… Henio jest po to, aby odkryć moje

macierzyństwo na nowo. Chciałam zmyć tamta traumę związana z trudnym porodem Ignasia. Jestem wdzięczna za ten Dar.
Czasami słyszę, że państwo zubożeje przez 500+. Tylko, że my nie wkładamy tych pieniędzy do skarpety. My nimi obracamy. Nasze dzieci mogą wyjechać na wakacje, jechać do kina czy teatru. Zdarza się pizza czy wspólny wypad na narty.

Nie wiem jak skomentować te wypowiedzi innych… Czyli jesteś mamą na pełen etat?

Tak. Jestem mamą na pełen etat i dobrze mi z tym. Są dni, ze chciałabym pójść do pracy, ale wszystko co związane z Ignasiem póki co mi nie pozwala. Ale wiesz… są tego plusy. Jak chłopaki wracają ze szkoły, to zawsze ktoś na nich czeka. Moi rodzice często pracowali do późna, a ja miałam klucz na szyi.

W pierwszym wywiadzie, który robiłam z Magdą ( mamą trójki dzieci ) zapytałam o to, czy postrzegani są jakoś inaczej? Kiedyś wielodzietne rodziny były poważane i uważane za normę. Teraz robi się z tego margines społeczny. Jak Ty na to patrzysz?

Myślę, że dla wielu jesteśmy znakiem zapytania. Na pewno nie postrzegam się jako margines społeczny, chyba, że ktoś nas tak postrzega 😉 Mam fajną rodzinę. Dom mamy zawsze otwarty. Osobiście znam kilka rodzin wielodzietnych i śmiało mogę powiedzieć, że są one piękne w swej wielodzietności. Zawsze podziwiam i nieraz czerpie od nich wiedzę.

Asiu, często zdarza się tak, że piękne, kochające się rodziny wielodzietne, pochodzą od Boga. To dlatego, że rodziny są mocno wierzące, powstaję piękna więź pomiędzy pokoleniami. Jak to u Was wygląda?

W naszym przypadku to prawda, na co dzień z mężem jesteśmy we wspólnocie

neokatechumenalnej. Pan Bóg jest w centrum naszego domu. Wspólna niedzielna Eucharystia z dziećmi, w niedziele wspólne Laudesy (modlitwa poranna kościoła) pomagają nam się jednoczyć, poznawać nasze problemy, uczą nas przebaczać sobie nawzajem. Nasz dom jest normalny. Kłótnie i zgrzyty też się zdarzają. Uważam, że  nie ma rodzin bez problemów, kłótni itp. to wszystko dotyka każdego. Od rodziny z jednym dzieckiem, małżeństwa bez dzieci, rodziny wielodzietne. Sztuką w tym wszystkim jest umieć sobie wybaczać.

Czy wiara pomogła Wam przetrwać trudności związane z chorobami dzielniaków?

Pan Bóg bardzo pomógł. Podczas wielu trudności. Przeszliśmy bankructwo, choroby dzieci a to wszystko po ludzku mogłoby nas rozwalić. To dzięki Bogu trwamy i mamy się dobrze. 

Jestem wzruszona totalnie. Sama jestem wierząca w Boga. Za mną wiele trudności… ale uważam, że to dzięki Niemu udało mi się z nich wydostać. To on postawił mojego męża na mojej drodze, który pomógł mi to wszystko przejść. Niesamowite…

Asiu teraz z innej beczki. Czy Polska jest przyjazna kobietom ciężarnym? Rodzinom wielodzietnym?

Szczerze mówiąc nie wiem jak jest gdzieś indziej. Zapewne są zwolennicy rodzin wielodzietnych, ale są tez przeciwnicy. Ja w najbliższej rodzinie doświadczyłam paru uwag. A to, że przesadzamy, czy mało mam pracy i problemów, że po co? Jednak wokół siebie znam wiele rodzin wielodzietnych i może nie jestem adekwatnym źródłem, ale uważam, że rodziny wielodzietne są piękne.

Asiu, my matki jednego lub dwójki dzieci możemy sobie gdybać. A może położysz nam kawę na ławę i powiesz nam: czy każdy poród jest inny? Jak to wyglądało u Ciebie?

Zdecydowanie mogę powiedzieć, że moje porody były rożne.

Pierwsze porody lekkie. Zaskoczyły mnie krótkim czasem trwania. Przestudiowałam ksiażki na temat porodu, nastawiłam się, że trochę to potrwa i przyznam szczerze, że byłam mile zaskoczona. Jednak przyszedł poród Ignasia, bardzo traumatyczny dla mnie. Na szali stało życie i moje i Ignasia. W trakcie samego porodu podano mi 4 jednostki krwi i 2 osocza, panika całego personelu, brak płaczu dziecka, nie ma go w ogóle przy mnie. Leżę na sali pełnej matek z dziećmi i nie wiesz co cie czeka. Kłóciłam się wtedy z Panem Bogiem. Mówili, że ponoć daje tyle ile człowiek jest w stanie unieść, a On wtedy tak bardzo przesadził.
Po latach jednak widzę, że się nie pomylił. No i jeszcze piąty poród, najtrudniejszy.  Po pierwsze to włączyła mi się trauma sprzed 7 lat a po drugie poród wywołany, ponieważ było podejrzenie hipotrofii płodu (Henio wg usg zatrzymał się na 36 tyg.) do tego małowodzie. Spanikowałam. Zdecydowałam się na poród naturalny i nie żałuję.

Jak wygląda codzienność, gdy wracasz ze szpitala z piątym dzieckiem? Jak wygląda organizacja? Czy rodzina tłumnie pomaga, przygotowując obiady w słoikach jak na wojnę? A może Twoja rodzina jest na tyle zorganizowana, że nie trzeba biegać wokół każdego?

Tatko przywiózł mamę z dzieckiem, chłopaki popatrzyły, stwierdziły, że fajny i wróciły do swoich zajęć :)Dla Ignasia to był trochę szok, całą ciąże przygotowywałam go na to, że będzie w domu brat. Chyba trochę inaczej sobie wyobrażał brata. Czasami mi powiedział: urodź mi innego 😉 Marcel potrzebował dwóch dni na oswojenie się z bratem. Jego pytania pokazały mi, że on bardzo się martwił. Trzy pytania , które mi zadał to: czy widzi, czy słyszy i czy jest 100 % zdrowy? Po tym coś w nim pękło i nie odstępuje brata na krok. 

Teraz z innej beczki, kiedy się ostatnio wyspałaś?

Z natury jestem śpiochem…


Proszę Cię, tak to ja mogę powiedzieć o moim mężu a nie o Tobie, matce 5 dzieci. 

No nie mogę powiedzieć, że Henio nie daje pospać. W zasadzie w nocy przebudzi się, pielucha, cyc i śpi dalej. Generalnie niedziela jest moja, tzn. wkurzam się, jak mąż budzi mnie przed 8. Niedziela jest dla mnie. :)

Osobiście uważam, że posiadanie dużej rodziny to największy skarb jaki może nas spotkać.
Czy jest coś za czym tęsknisz? Co gdybyś miała cały dzień dla siebie, zrobiłabyś natychmiastowo?

Jak urodziłam Heńka, to mąż zabrał chłopaków na ryby i to był czas kiedy mogłam sobie fajnie odpocząć. W zeszłym roku chłopaki wyjechały z mężem na weekend i np. cały przełaziłam w piżamie. Dużo czytałam, leżakowałam. Cisza…to jest to czego czasem potrzebuje 😉

Jak wychowuje się pierwsze dziecko, jak drugie a jak piąte? Mówi się, że przy pierwszym pamięta się każdy oddech, każdą kupkę i każdy etap dorastania. Przy drugim trochę gorzej a przy trzecim to dziecko z kota miski je. Jak to było u Was?

Ja znam powiedzenie na temat smoczków: przy pierwszym wyparzasz,  przy drugim płuczesz wodą z kranu, przy trzecim otrzepujesz, a czwarte samo z podłogi podnosi. 
Na pewno z pierwszym jest inaczej, ostrożniej, tak książkowo. Więcej strachu.
Każde kolejne już niby łatwiej. Dzieci szybciej staja się samodzielne. Najtrudniej nam było z Ignasiem, bo każda infekcja np. była okupiona moim stresem, który do dzisiaj daje znać o sobie. Muszę Ci jednak powiedzieć, że teraz przy piątym ogłupiałam. Normalnie ogłupiałam. Ostatnio nawet zapytałam męża czy ze wszystkimi tak wariowałam – twierdzi, ze tak. Zdarza mi się, że podpytuje młodsze mamy co i jak… 

Jak uważasz, dlaczego dzisiaj kobiety, a raczej pary – decydują się na maks dwójkę dzieci? Czy uważasz, że to przez wzgląd finansowy, zdrowotny a może egoistyczny? 

Myślę, że finanse też, ale społeczny problem to jest. Ponieważ jednak wi

elodzietność jest trochę postrzegana jako coś gorszego. Może też i brak odwagi?
Sama miałam taki czas, że po Ignasiu myślałam o kolejnym dziecku. Jednak strach i obawa przed głupimi uwagami brała górę nad tym. Kiedyś, dawno temu, mając 4 dzieci usłyszałam taki komentarz: Czy to prawda, że Ciesiółki będą miały kolejne dziecko? Znajoma odparła :z tego co wiem to nie, ale oni są otwarci po czym usłyszano: no wie Pani, dwójka chorych i kolejne…także przesadziliśmy! :)

My, matki jednego dziecka często zmagamy się z dobrymi radami innych mam :) pytanie: a gdzie czapeczka? Słyszałam już chyba 1002 razy, o skarpetki też poszło i o inne bzdety. Sąsiadki machają na mnie rękoma, gdy za oknem

powieje lekki wiatr. Czy Ty nadal słyszysz dobre rady innych? 

Oj zdarza się, ze cioć i wujków dobrych rad jest sporo. Staram się słuchać naprawdę dobrych rad. Zresztą sama nieraz pytam. Na pewno dobre są rady, które pomagają mi wyjść z przewrażliwienia związanego z Ignasiem, które niestety czasem przekłada się na innych. 

Och Asiu za nami piękna rozmowa, czego więc mogę Ci życzyć?

Siły, zdrowia, miłości, uśmiechu…no i najważniejsze, żeby moje dzieci wyrosły na dobrych ludzi.

Życzę Ci zatem tego wszystkiego. Cudownie było z Tobą porozmawiać. Dałaś mi nadzieję i lekcje pokory. Dla wszystkich, którzy chcą wesprzeć Fundację, zapraszam do wpłaty nawet najmniejszych kwot:

Fundacja „Ja nie mogę czekać”
ul. Szpitalna 1/7
64-600 Oborniki
nr konta 52 1090 1391 0000 0001 3079 5740
fanpage : Fundacja „Ja nie mogę czekać”


Lub oddając 1% podatku:

KRS 0000037904 cel szczegółowy:12443 Ciesiółka Maurycy i Ignacy.

Macierzyństwo za granicą. Chciałabyś?

Cześć. Czekałam bardzo długo na tą chwilę. Pisanie bloga jest czymś, o czym zawsze marzyłam. Niezmiernie cieszę się, że możesz dzisiaj być jego częścią. Dość długo myślałam nad tym, że my matki musimy trzymać się razem. Ostatnio jednak często zauważam, że tak nie jest. Mam nadzieję, że z cyklem tych wywiadów poznamy się wszystkie jeszcze bardziej i zauważymy, że wszystkie gramy do jednej bramki.

Hej Karolina! Wierzę, że ten wywiad będzie inspiracją dla wielu mam, które na co dzień potrzebują wsparcia i pomocy. Wierzę, że po tym wywiadzie obudzisz w nich siłę i odwagę do działania. Wywiad ten jest dla mnie szczególny, bo jeszcze niedawno to ja stałam na rozdrożu dróg. To też mnie dotyczyło. Wybór. Wybór, który tak naprawdę nakreśla linię w Twoim życiu. Decyzja, którą my musiałyśmy podjąć, nie należała do najłatwiejszych.

 

Karolina, poznałyśmy się w Wielkiej Brytanii. Do dzisiaj nie zapomnę tej chwili jak na spotkaniu w pracy powiedzieli: To jest Tama. Wasz nowy kierownik. A Ty biedna, zmieszana i zakłopotana przywitałaś się z całą naszą paczką. Nie wiedziałaś jeszcze, że w tej pracy poznasz drugą walniętą kierowniczkę jak ja i będziemy aż do dzisiaj utrzymywać ze sobą kontakt. Pomimo tylu kilometrów. Super jest dzisiaj z Tobą pogadać i wrócić do wspomnień a przez te parę lat trochę ich się uzbierało. Aż mi łezka w oku wyszła :) Ale schodząc na ziemię, powiedz mi czy zawsze wiedziałaś, że chcesz wychowywać dziecko poza granicami naszego kraju?

 

Od skończenia szkoły średniej chciałam wyjechać za granicę. Marzyły mi się Niemcy. To tego języka, uczyłam się latami. Ale stało się inaczej. Coś sprawiło, że wyjechałam do Wielkiej Brytanii i powiem Ci, że nie żałuję. Początki były trudne, jak chyba każdego z nas na emigracji. Początki mojego języka to Kali jeść i Kali pić, ale upór i poprawa sytuacji materialnej przyczyniła się do tego, że w sumie zleciało mi tu już 10 lat.

 

Karolina, to tutaj poznałaś swojego narzeczonego. Może to przeznaczenie Cię zaprowadziło aż tam.

 

Tak, poznałam tu masę wspaniałych ludzi i Rafała. Dzięki któremu mam przy sobie teraz największe szczęście, Oskara.

 

Wiele osób tłumaczy się, że nie ma po co wracać do Polski. A jak Ty uważasz?

 

To nie tak, że nie mamy do czego wracać. Mamy rodziny, ukochane siostry i nikt nie powiedział, że nie spakujemy się i nie wyjedziemy z dnia na dzień.

Siostry mają już jednak swoje rodziny i swoje życie. Nie wiem jeszcze gdzie chciałabym wychowywać Oskara. Chyba znowu pozostawię to losowi i zobaczymy jak on to rozwiąże.

 

Wiele kontrowersji, jak pewnie sama pamiętasz, wzbudził mój wpis odnośnie prowadzenia ciąży w Wielkiej Brytanii. Do dzisiaj pamiętam, gdy obie wręcz ryczałyśmy przy wspólnym biurku. Pisałam już o tym na blogu, ale może wspomnisz nam jak wygląda to w rzeczywistości?

 

Jak już dowiedziałam się, że jestem w ciąży zadzwoniłam do tutejszej przychodni. Po opowieściach moich sióstr, które prowadziły swoje ciąże w Polsce, byłam w szoku, że swoją pierwszą wizytę u położnej miałam dopiero w 3 miesiącu ciąży. Choruję na Haschimoto, więc bałam się o przebieg całej ciąży. Podsumowując ciążę to miałam tylko dwa razy USG i pobraną krew, oraz mocz badany przez pasek lakmusowy. Położna wielkość brzucha i dziecka badała mi miarą krawiecką w co nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nie mówię, że tak jest w całej Anglii. Może w większych placówkach w Londynie, opieka jest bardziej profesjonalna. Natomiast tu, gdzie mieszkam niestety tak nie było.

 

Karolina, a jak wyglądał Twój poród. Pamiętam, że rozmawiałyśmy w ten dzień i zmusiłam Cię do pojechania do szpitala. Nie mogłam przez Ciebie spać pół nocy.

 

Do końca życia nie zapomnę tego stresu. Po rozmowie z Tobą, gdy zorientowałam się, że sączą mi się wody, rozmawiając po angielsku ze szpitalem dojechałam tam po 50 minutach. Przebadali mnie a po 4 godzinach kazali wrócić do domu. Rozumiesz ten stres?

Na następny dzień miałam wrócić pod wieczór, gdyby się wcześniej nic nie działo. Pojechałam jednak wcześniej a oni wysłali mnie na spacer bo nic się nie działo. Po godzinie 20, przeniesiono mnie na pokój prywatny i tam poznałam położną, która poprowadziła mój poród.

 

Jak wygląda opieka na sali porodowej w Wielkiej Brytanii?

 

Byłam bardzo zadowolona. Tak jak z wcześniejszej opieki w moim mieście nie byłam szczęśliwa, tak tutaj muszę powiedzieć, że stanęli na wysokości zadania. 2 ginekologów, 2 anestezjologów, 2 położne, 2 pielęgniarki. W 100% wiedziały jak się zachować. Pomogły mi przystawić Oskara do piersi. Zaglądały co pół godziny i pytały o wszystko. A to czy chcę jeść, czy pomóc mi wstać do toalety.

 

Piękne jest to co mówisz. Rzadko zdarza się, żeby trafiły się położne z takim powołaniem. W szczególności, gdy sale są przepełnione od ciężarnych.

 

Mieszkasz sama z narzeczonym. Czy możesz liczyć na kogoś pomoc? Każda z nas inaczej znosi okres po porodzie. Czy czułaś się samotna? Czy mogłaś liczyć na wsparcie rodziny? A może nie potrzebowałaś w ogóle wsparcia? Jak wygląda wsparcie ze strony położnych i lekarzy?

 

Ze szpitala wróciliśmy po tygodniu, bo Oskar miał infekcję. Pierwsze tygodnie były cholernie ciężkie. Położna była tylko raz jak Oskar miał 2 tygodnie. 2 razy odwiedziła mnie też Health Visitor. Lekarza po porodzie niestety nie zobaczyłam. Ani w szpitalu, anie nie dostałam wezwania na kontrolę. Do ginekologa poleciałam do Polski, jak Oskar miał 3 miesiące. Całkowicie sama nie byłam. Rafał ma siostrę na miejscu, która wpada do mnie czasami i bierze Oskara na spacer. Na początku, gdy musiałam się oswoić z macierzyństwem, przyjechali też rodzice Rafała.

Nie powiem, że pomocy potrzebuję ale odskoczni od codzienności już tak. Dlatego jestem wdzięczna za każdą pomoc, którą mam :) Świetną inicjatywą tutaj, są spotkania dla mam karmiących piersią. Położne po chwili biorą nasze dzieci na różne zabawy, a my mamy czas na kawę i poczęstunek. No i na ploty.
Ooo! Super pomysł. Muszę o tym pomyśleć u siebie w mieście :)

Powiedz mi, ile znasz polskich rodzin, które osadziły się na stałe w UK? Czy fakt, że jesteście w takiej samej sytuacji zbliża Was do siebie?

 

Może jestem dziwna, ale nie mam parcia na codzienne spotkania z kimkolwiek. Trzymam się tutaj z jedną koleżanką. Dzwonimy do siebie często, udziela mi rad. Już nie mogę się jednak doczekać powrotu do Polski chociaż na chwilę. Moja druga koleżanka niedługo rodzi a ja już czekam na spotkanie.

 

Czy spełniasz się nadal zawodowo? A może postanowiłaś oddać się całkowicie macierzyństwu?

 

Jeszcze jestem na macierzyńskim i chcę wykorzystać ten czas w pełni. Później wracam do pracy na pół etatu a Oskar pójdzie do żłobka.

 

A teraz bardziej realniej… jak wygląda Twój dzień. Otwierasz rano oczy i…

 

Och, Oskar średnio ma pobudki co dwie godziny… więc gdy już otworzę oczy trudno je zamknąć :) Z łóżka wstajemy ok 8:30 rano, robię śniadanie, bawimy się ok 2 godzin a później Oskar ma drzemkę. Ktoś śpi, żeby ktoś pracować mógł. Tak więc, ja robię pranie, myję gary, gotuję… później obiad i spacer do 15. W czasie drzemek mam czas na internet, rozmowy a resztę czasu zajmuje mi karmienie piersią 😉

 

Jak Twój partner wspiera Cię w wychowywaniu Waszego dziecka? Na jaki model rodziny postawiliście? Mąż jest tym, który zarabia na rodzinę a Ty poświęcasz się całkowicie w wychowanie dziecka? Czy współdzielicie tę rolę?

 

Rafał jest głową rodziny. Jak pewnie w większości rodzin. To on zarabia dla nas pieniądze, ale zawsze ma czas dla syna. Jest nim zauroczony. Codziennie po 18 wygłupia się z Oskarem a ja przygotowuje w tym czasie kąpiel.

 

Czy wychowujecie Oscara dwujęzycznie?

 

Tak. W żłobku mówią tylko po angielsku. W domu natomiast rozmawiamy po polsku. Nie wyobrażam sobie inaczej.

 

Karolina, wiele osób myśli, że ci którzy decydują się na wychowywanie dzieci za granicą liczy na dodatki od państwa tzw benefity. Jak to jest w rzeczywistości? Jak wyglądają Wasze opłaty za życie a jak wygląda sprawa z benefitami?

 

< śmiech > Na pewno opłaca się mieć benefity z UK mieszkając w Polsce… Ale, gdy mieszkasz w Wielkiej Brytanii to starcza nam to tylko na podstawowe wydatki. Nigdy nie zrozumiem, kiedy ktoś mi mówi, że żyję z benefitów. Rzeczywistość wygląda inaczej.

 

Czy planujecie powiększyć rodzinę?

 

Tak. Chciałabym, jak Oskar będzie mieć 2, może 3 latka.

 

Czy myślisz o tym, jak wyglądało by Twoje macierzyństwo gdybyś była w Polsce?

 

Codziennie! Pewnie nie różniłoby się o tego co jest tutaj. No, może częściej bym się widziała z siostrami, ale to też nie zawsze. Przecież każda z nich ma swoje życie i swoje rodziny.

 

Jak wygląda pomoc Waszej rodziny w wychowywaniu dziecka? Jak często Was odwiedzają? Dzwonicie do siebie? Jak sprawiacie, że dziadkowie mają szansę widzieć swojego wnuka?

 

Dzwonimy do siebie. Moja rodzina jeszcze tutaj nie była, ale będą już niedługo. W marcu chrzcimy Oskara. I tak jak wspomniałam jest tutaj Jola i Wojtek. Siostra mojego narzeczonego. Mieszkamy niedaleko siebie na szczęście.

 

Karolina, wiem, że nie jesteś w związku małżeńskim a już niedługo chrzcicie Oskara. Jak wygląda sytuacja ochrzczenia nieślubnego dziecka w UK?

 

A pozytywnie! Jak większość takich spraw w UK :) księża tutaj mają swoje wypłaty, więc łapówek dawać nie trzeba 😉 Załatwienie chrztu zajęło nam 5 minut. Będziemy mieć jedno spotkanie u nas w domu, przed samymi chrzcinami.

 

Jak spędzicie ten dzień?

 

Chrzciny wyprawiamy 3 marca w sobotę w kościele w Minehead a po uroczystości jedziemy do restauracji na obiad. Najbardziej się cieszę z tego, że przyjeżdża cała nasza rodzina. Nie mogę się doczekać aż ich wszystkich zobaczę.

 

Czy tęsknisz za krajem? Znajomymi? Jak często planujesz odwiedziny w kraju i czy masz zamiar uczyć Oskara wszystkiego co związane z Polską?

 

Zawsze będę tęsknić za krajem. Jestem Polką to chyba normalne. Tutaj jak dobrze wiecie, pogoda daje dużo do życzenia. Jak tylko będę mogła, będę jeździć z Oskarem do Polski. Chcę, aby znał język polski, nasze tradycje i historię.

 

Jak wyobrażasz sobie Waszą przyszłość za 10 lat?

 

Na to pytanie Ci nie odpowiem, bo chcę cieszyć się teraźniejszością… Nie chcę na razie o tym myśleć.

 

Co byś chciała powiedzieć wszystkim mamom wychowującym dzieci za granicą?

 

Myślę, że po prostu musimy się do tego przyzwyczaić. Jeżeli czujecie się samotne, dzwońcie do rodziny, przyjaciół… Dzięki Bogu za internet, za YT, skype i inne wynalazki, które sprawiają, że możemy być bliżej siebie. Wychodźcie do ludzi, spotykajcie się, twórzcie grupy wsparcia. Pozdrawiam Was wszystkich, tych w kraju jak i poza jego granicami. Obojętnie, gdzie żyjemy jesteśmy mamami. A to najważniejsze co mogło nas spotkać. Cieszcie się każdym dniem.

Dzięki Karolina, szczerze to nie mogę się doczekać aż się spotkamy. Może to będzie w Polsce, a może w Wielkiej Brytanii. Czas pokaże! Dzięki za rozmowę, ściskam Was wirtualnie :)

 

Czas nie leczy ran, z tym trzeba się nauczyć żyć.

Cześć. Czekałam bardzo długo na tą chwilę. Pisanie bloga jest czymś, o czym zawsze marzyłam. Niezmiernie cieszę się, że możesz dzisiaj być jego częścią. Dość długo myślałam nad tym, że my matki musimy trzymać się razem.
Ostatnio jednak często zauważam, że tak nie jest. Mam nadzieję, że z cyklem tych wywiadów poznamy się wszystkie jeszcze bardziej i zauważymy, że wszystkie gramy do jednej bramki.

Paulina, jednego dnia dostałam Twoją wiadomość o treści:

„ Bardzo chętnie podzielę się moją historią, tylko nie wiem czy się nada ”
Ja z racji dużej liczby wiadomości, odesłałam Ci gotowy tekst mający na celu zawęzić temat rozmowy i zwrócić uwagę na to o czym bym mogła z Tobą porozmawiać. Gdy dostałam od Ciebie wiadomość zwrotną, łzy napłynęły mi do oczu. Odkąd jestem matką, takie historie skracają mi oddech. Od razu wiedziałam, że chcę abyś była ze mną w tym projekcie. Wiem, że dla wielu rodzin i kobiet możesz być ogromnym wsparciem i nadzieją. Zrobię co w mojej mocy, aby dobrze przekazać Twoją historię.

Staram się jak najwięcej rozmawiać na ten temat bo uważam, że szczególnie w Polsce jest on tematem tabu. Wiele kobiet, matek nie zdaje sobie sprawy jak często to się zdarza. Często czytamy lub słyszymy o tym ale dopiero jak przytrafi się to nam, zauważamy jaki to ma wpływ na nasze życie oraz życie ludzi, żyjących obok nas.

Paulina, pytając Ciebie o to ile masz dzieci, usłyszałam:  ” ile mam dzieci? To jest najtrudniejsze. Mam w sumie 3 dzieci.
Dwa aniołki i 9 miesięcznego synka”
Wiem, że może być Ci ciężko wracać do wspomnień, ale może zechciałabyś nam powiedzieć co takiego się wydarzyło, że Twoich dzieci nie ma razem z Tobą.

Kiedy wreszcie nadszedł ten moment, gdzie oboje z mężem stwierdziliśmy, że dojrzeliśmy do rodzicielstwa zaczęliśmy się starać o dziecko.
Pary wokół nas ‘zachodziły’ od razu a u nas nic i nic… Staraliśmy się 9 miesięcy aż w końcu po wspaniałych wakacjach na Majorce, udało się i zobaczyłam upragnione dwie kreski na teście ciążowym.

Jak zareagowaliście na tą wspaniałą nowinę?

Nie posiadaliśmy się z radości. Wiedziałam, że nie bedzie lekko. Mam 31 lat, już tak lekko z niczym nie jest :)
Około 10 tygodnia ciąży i mnie dopadły nudności. Do takiego stopnia, że nie byłam w stanie nic jeść. Ciągle wymiotowałam. Śmialiśmy się z mężem, że to nie może być jedna dzidzia. Byliśmy przekonani, że naszego szczęścia jest więcej, skoro się tak źle czuję.
Matczyna intuicja jednak wygrała i podpowiadała prawidlowo. Na USG w 12 odniu ciąży
( dopiero w tym czasie jest pierwsze usg w UK ) dowiedzieliśmy się, że to bliźniaki.
Ciąża ta kwalifikowała nas do ciąży wysokiego ryzyka z racji jednojajowych bliźniaków z jednym łożyskiem.

Jak pewnie sobie wyobrażasz, byliśmy szczęśliwi mimo wszystko.

Jak przebiegała Wasza ciąża?

Ciaża przebiegała prawidłowo, a dziewczynki rozwijały sie bardzo dobrze.
Ja natomiast czułam się marnie. Do tego wszystkiego dopadł mnie niewyobrażalny ból pleców. Przez to nie mogłam nawet chodzić.

W wieku 32 lat straciłaś ciążę bliźniaczą. Byłaś w 26 tygodniu ciąży. Czy cokolwiek wskazywało na to co się wydarzy?

Nie, nic na to nie wskazywało. Jak wspomniałam wcześniej, dziewczynki rozwijały się prawidłowo. Tutaj, gdzie mieszkamy w Wielkiej Brytanii, nie za bardzo sie mną przejmowali. Ja, jak pewnie każda matka, czytałam w internecie jakie są zagrożenia, ale nigdy nie przypuszczałam tego co się wydarzy.

Kochana, sama prowadziłam ciążę w Wielkiej Brytanii i uważam, że opieka tam pozostawia wiele do życzenia. Powiedz mi jak się zorientowałaś się, że coś jest nie tak? Matczyna intuicja? Badanie USG?

Miałam standardowe USG. Pani, która je wykonywała, zauważyła ‘większy brzuszek’ u jednej z dziewczynek. Oczywiście zapytałam czy wszystko w porządku. Ona odpowiedziała, że tak i poinformowała mnie o kolejnym badaniu, które miało mieć miejsce po tygodniu. Ja, niczego nieświadoma wróciłam do domu. Tego dnia, w którym miałam mieć USG,dziewczynki jakoś nie wykazywały ruchliwości. Jak sama pewnie wiesz, czasami tak jest, że dziecko bywa mniej ruchliwe jednego dnia.

Czy to wtedy się dowiedziałaś o stracie?

Tak, USG nie wykazało akcji serca. U obu dziewczynek… Myślałam, że to zart. Czy możesz to sobie wyobrazić? Załamałam się. Co to znaczy nie ma bicia serca? Jak to? Dlaczego? Dlaczego ja?
Dlaczego akurat moje dzieci? Dlaczego spotkało to nas? Parę, która marzyła o potomstwie? Gdzie są moje dziewczynki? Co dalej… co teraz…

Winiłam wszystkich. Począwszy od siebie, po lekarzy a nawet Boga…

Paulina, nie mogę a nawet nie chcę sobie wyobrażać tego, co przeżyliście. Żaden rodzic nie powinien tego doświadczyć. Opowiedz nam co było dalej?

Rodziłam naturalnie. NIKOMU, nawet najgorszemu wrogowi nie życzę, żeby musiał przez to przechodzić. Czy możesz wyobrazić sobie tą ciszę po porodzie? Tak bardzo przenikająca, przerażająca… i ta pustka. Której już nigdy nie zapomnę…
Żadna kobieta nie chciałaby być na Twoim miejscu. Pustka, którą doświadczyłaś i ciężar tego dnia, nosi wiele kobiet w naszym kraju. Często jednak tak jak wspominałaś ,temat jest tematem tabu. A przecież tak ważna jest rozmowa…

Powiedz mi jaką opieką otoczono Cię w szpitalu. Patrząc z perspektywy czasu, mogłaś liczyć na kogoś pomoc i wsparcie?

W trakcie ciaży moje obawy i fakt, że ciągle mówiłam jak źle się czuję, nie miałam na nic siły.
Po porodzie moich dziewczynek, okazało się, że miałam dość mocną anemię. Leczyłam ją dość długo po porodzie.
W trakcie porodu było inaczej. Położne wiedziały jakiego typu jest to poród i próbowały mnie wspierać. Ale co mi z tego wsparcia? Ja rodziłam swoje dziewczynki, wiedząc, że zaraz muszę się z nimi rozstać. Chociaż tak długo były wyczekiwane. Kochane już od początku. W sali obok, słyszałam jak inne kobiety rodziły zdrowe dzieci. U mnie jednak nastąpiła cisza zamiast ich płaczu.

Paulina, jako matka czuję jak serce mnie ściska od środka.. Powiedz mi, czy miałaś wsparcie w rodzinie?

Najwięcej wsparcia dostałam od siostry. To ona była ze mną przy porodzie. Nie chciałam psychologa.

Czy czas leczy rany?

Zaraz po porodzie myślałam, że już nigdy się z tego nie otrząsnę.
Wypłakałam oceany łez.
Tego nie da się opisać. Całkowicie zrozumie mnie tylko ta matka, która przeszła przez to samo.

Z czasem trzeba było wrócić do normalnego życia, pracy.

Czas nie leczy ran. Na pewno nie moje. Czas pozwala nam patrzeć na to inaczej.
Jesteśmy zmuszeni się z tym faktem pogodzić. Ja nigdy o moich dzieciach nie zapomnę. One były, są i zawsze będą częścią mnie.

Jak przeżył to Twój mąż? Często mężczyźni ukrywają swoje odczucia. Chowają się z tym. Jak było u Was?

Mój mąż przeżywał to zupełnie inaczej niż ja. Podczas, gdy ja wypłakiwałam swój żal i gniew, on to wszystko w sobie zamknął. Nie chciał o tym rozmawiać. Uciekał do zajęć w garażu, żeby tylko o tym nie myśleć.

Z perspektywy prawie 3 lat od tamtego zdarzenia, czy uważasz, że wsparcie które otrzymałaś było wystarczające?

Myślę, że tak. Bardzo pomogło mi polskie forum, gdzie mogłam się podzielić moją historia z innymi kobietami, które też to przeżyły. Tylko one czują i wiedzą jak to jest. Dla mnie było to lepsze niż rozmowa z psychologiem.

Strata dziecka jest uważana za największą tragedię w życiu. Ty przeżyłaś to podwójnie. Żaden rodzic nie powinien się zmierzyć z takim bólem. Jak pewnie wiesz, często ludzie nie wiedzą jak zareagować. Boją się tego, że mogą urazić swoim zachowaniem. Jak było u Ciebie?

Czasami najlepiej nic nie mówić niż powiedzieć: wiem co czujesz. Bo nie wiesz. I mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz. Tylko ja to wiem. Najbliżsi przyjaciele zachowywali się pięknie. Niektórzy jednak nie potrafili się zachować przez co teraz mamy już zupełnie inny kontakt. Ja po prostu chciałam, żeby nikt nie pytał…

Kochana, ogromnie mi przykro za to co się wydarzyło. Jednak głęboko wierzę, że macie to już za sobą. Chciałabym się skupić teraz na tym co jest. A z tego co wiem, jest na czym a raczej na kim. Macie wspaniałego 9 miesięcznego synka. Jak wygląda następna ciąża po wcześniejszej stracie?

O kolejną ciążę staraliśmy się 1,5 roku. Stres był ogromny. Ciągle liczyłam kopnięcia. Jak tylko synek był spokojniejszy, pojawiał się lęk. Był na tyle duży, że tydzień przed terminem, każdy sen jaki miałam był o tym jak on się dusi… Wybłagałam wywołanie. Chyba sama rozumiesz… Mój synek urodził się 5 dni przed terminem z dwukrotnie owinięta pępowiną wokół szyi.

Czy ze względu na wcześniejszy przebieg ciąży, miałaś więcej badań kontrolnych?

Badań oczywiście więcej nie było, bo stwierdzono, że to inna i pojedyncza ciąża. To dodawało mojego lęku. Mam dwie koleżanki które straciły pojedyncze ciąże.

Na szczęście Twój synek jest z Wami. Cały i zdrowy. Opowiedz nam o nim. Jaki on jest?
Jak pewnie każda matka mówi o swoim dziecku, tak ja powiem o swoim…
Jest cudowny, wykapany tatuś z wyglądu i charakteru. Nawet ma ten sam znak zodiaku. Po mnie ma tylko kolor oczu i cery. Nasze dziewczynki też wyglądały jak mój mąż…

Pierwsze 3 miesiące to czarna dziura dla mnie bo miał kolki i mało co pamiętam. No może oprócz tego, że praktycznie nie spałam. Ubolewam nad tym, że muszę wracać do pracy. Tak bardzo chciałabym te chwile jeszcze zatrzymać, tyle mi ich ucieknie…

Jak się Wam żyje w Wielkiej Brytanii? Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?

Niestety ja muszę wracać do pracy, ale synek zostanie pod opieką babci, która przyleci do nas z Polski.

Jak wyobrażasz sobie Waszą przyszłość za 10 lat? Czy macie plany na powiększenie rodziny?

Chcielibyśmy kupić tu dom. Do Polski raczej nie wrócimy. Mój mąż nie jest Polakiem. Ale kto wie? Nie mówię ostatniego NIE.

Chcielibyśmy, żeby Bruno miał ziemskie rodzeństwo. Bardzo, ale nie wiem czy jest nam to dane. Postanowiliśmy się nie spinać i pozostawić to losowi. Jak zajdę w ciążę. Myśleliśmy też o adopcji jak już będzie za późno.

Adopcja to piękna i cudowna sprawa. Może uda się dać szczęście dziecku, które nie zasłużyło na inny los. Czy chciałabyś się zaangażować w projekt mający na celu wsparcie kobiet po stracie?

Ten wywiad to mój drugi. W Anglii też wzięłam udział w projekcie mającym na celu większe uświadamianie społeczności. Chociaż tak mogę pomóc innym kobietą w walce o siebie.

Na koniec powiedz mi proszę, czy wydarzenia, które Was spotkały sprawiły, że jesteście ze sobą jeszcze bliżej? A może przeszliście przez kryzys w związku?

I bliżej i dalej… Były momenty, że byłam zła na męża, że nie pamięta o naszych córkach. Rozumiem jednak, że dla niego coś innego jest lekarstwem. Na szczęście nadal jesteśmy razem i się kochamy.

Paulina wiem, że ta historia może być krzepiąca dla wielu. Mimo tak ciężkiej tragedii jaka Was spotkała, cieszycie się teraz cudownym rodzicielstwem. Życzę Wam przepięknej przygody, cudownych chwil razem i tego, abyście odnaleźli spokój w swoich sercach. Dziękuję Ci za wzruszającą rozmowę.

Jeżeli tylko przeczytałaś ten tekst, udostępnij go proszę i daj wsparcie tym, które tego potrzebują. To temat, na który MUSIMY rozmawiać.

Jeżeli chcesz do mnie napisać, zrób to przez facebook lub przez
matkapolkanapropsie@gmail.com

Bo wszystkie gramy do tej samej bramki

Czekałam bardzo długo na tą chwilę. Pisanie bloga jest czymś, o czym zawsze marzyłam.  Niezmiernie cieszę się, że możesz dzisiaj być jego częścią. Dość długo myślałam nad tym, że my matki musimy trzymać się razem. Ostatnio jednak często zauważam, że tak nie jest. Mam nadzieję, że z cyklem tych wywiadów poznamy się wszystkie jeszcze bardziej i zauważymy, że wszystkie gramy do samej bramki.

Hej Magda, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego wywiadu. Odkąd zobaczyłam Was w kościele jednej niedzieli, obudziło się we mnie coś czego nie mogę opisać.
Twój spokój, blask, opanowanie i ta radość wzbudziła we mnie na tyle głębokie emocje, że musiałam się nimi z Tobą podzielić. Chciałabym też, aby czytelniczki mojego bloga, poznały Ciebie i Twoją rodzinę. Mam nadzieję, że uda mi się uchylić przed nimi rąbka Twojej tajemnicy… jak Ty to robisz?

Dziękuję ci za miłe słowa i tak pozytywny odbiór naszej rodziny :)

Magda, gdy urodziłaś swoje pierwsze dziecko miałaś 21 lat. W tych czasach, gdzie każda z nas próbuje w pierwszej kolejności swoich sił w innych dziedzinach, a dopiero na końcu myśli o założeniu rodziny, to dość wczesny wiek. Jak zareagowałaś na ciążę?

Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie byłam mężatką a mojego przyszłego męża znałam dopiero 3 miesiące. Pewnie będziesz zaskoczona, ale my sami nie wiedzieliśmy czego dokładnie chcemy od życia. Byliśmy jednak pewni, że chcemy być razem a co za tym idzie, chcemy mieć dziecko. Nie myśleliśmy o reakcji innych tylko o własnym szczęściu choć nie sądziliśmy, że tak szybko się ono pojawi.

Gdy już marzenia okazały się rzeczywistością, w ciągu godziny mieliśmy już wspólnie ustalone plany. Wyobraź sobie, że ani przez chwilę nie żałowałam ani też nie czułam strachu.

No tak, ale co na to Rodzice?

Mój tato na wieść o wnuku wypowiedział słowa  „No! nareszcie”
Natomiast moja mama nie była zadowolona z faktu, że to wszystko nie po kolei. Teściowie byli bardziej bliscy uczuć mojej mamy.
Uspokoiło ich jednak trochę to, że w planach mieliśmy jak najszybciej ślub i to, że ja chciałam ukończyć studia. Nie wyobrażałam sobie inaczej.

Kochana, masz 28 lat i trójkę dzieci. Jak dla mnie to czyste ale i w pełni pozytywne szaleństwo. Wiele osób Ci może zazdrościć tak uporządkowanej sytuacji rodzinnej. Czy zawsze marzyłaś o tym, żeby mieć wielodzietną rodzinę?

Tak, moim marzeniem od zawsze było mieć 5 dzieci. Cieszę się, że mój mąż także chciał mieć dużą rodzinę. Jestem szczęśliwa, że jestem „ tu gdzie jestem ”. Pytasz mnie jakie mam odczucia co do moich rówieśników? W sumie to żadnych. Nie myślę o tym. Każdy jest inny, każdy ma inną sytuacje i inne plany, każdemu co innego daje szczęście. Jeśli ktoś celu naprawdę poszukuje to prędzej czy później znajdzie. Każdemu tego życzę.

Ile znasz rodzin, w których jest trójka dzieci lub więcej? Czy fakt, że posiadasz dzieci sprawił, że Twoi wcześniejsi znajomi, gdzieś się ulotnili?

Asiu, pochodzę z bardzo dużej rodziny i dla mnie to raczej normalne. Jeśli chodzi o rodziny wielodzietne wśród rówieśników to kilka by się znalazło, ale dosłownie kilka. Podobna sytuacja powoduje, że jak się spotykamy to przynajmniej jest o czym gadać :) Trochę tych starych znajomych zostało i myślę, że to już się nie zmieni.

Piękne jest to co mówisz. Duże rodziny mają swoją magię. Magda, myślę, że nie obrazisz się na to pytanie. Dobrze wiesz, że rodziny większe niż 2+2 często określa się, jako rodziny patologiczne. Czy da się odczuć to w Waszej sytuacji? Czy zostałaś kiedyś potraktowana gorzej w ten sposób? Czy wręcz przeciwnie?

Oczywiście, że się nie obrażę. Nigdy nie zostałam potraktowana gorzej przez fakt, że mam 3 dzieci. Powiem Ci, że wręcz przeciwnie. Ludzie nam gratulują bądź nie dowierzają, że w dzisiejszych czasach mamy tyle dzieci i to w tak młodym wieku. Wiesz… fakt jest taki że my się potrafimy z tego śmiać. Na nasze szczęście. Niejednokrotnie w rodzinie padają hasła typu „widać, że 500+ działa” albo podczas liczenia dzieci wiesz, kolejno odlicz brzmi: „500,1000,1500”.

Teraz to mnie rozśmieszyłaś. Dobrze, że to odliczanie teraz się tak opłaca 😉 Powiedz mi czy spełniasz się nadal zawodowo? A może postanowiłaś oddać się całkowicie macierzyństwu?

Oddałam się całkowicie macierzyństwu. To daje mi ogromną radość i satysfakcje, jaką trudno mi opisać. Chciałabym kiedyś iść do pracy w zawodzie którego się wyuczyłam, ale na dzień dzisiejszy realizuje się jako mama i dobrze mi z tym. Żyję tymi chwilami, gdzie mogę być z moimi dziećmi. One tak szybko przemijają…

Wiesz, mi często ludzie zarzucają, że życia jeszcze nie znam. Przecież mam TYLKO jedno dziecko. Powiedz mi więc proszę realnie – jak wygląda Twój dzień? Otwierasz rano oczy i…

Żeby otworzyć rano oczy to musiałabym je najpierw zamknąć :)

Rano oczywiście kawa – bez tego ani rusz. Dzieciaki raczej wstają razem z kogutami i dla nich obowiązkowe jest kakao, bez tego nie ma mowy o innych przygotowaniach. Starszy szykuje się sam, a ja pomagam mu w śniadaniu zabieranym do szkoły. Środkowemu tylko trzeba uszykować ubrania i jak powiem magiczne słowa:  „ Krzyś tu masz rzeczy ” to już samo jakoś idzie. Później szkoła, przedszkole i powrót do domu

A ten najmłodszy urwis?

Najmłodszy dzielnie mi towarzyszy aż do powrotu starszaków.
A w domu jak to w domu… Ciągle jest co robić. Pranie, sprzątanie, gotowanie i te wszystkie inne obowiązki „kury domowej”. Później lekcje, obiad i jakieś inne zajęcia. Staramy się w miarę kreatywnie i mile spędzać czas aż do powrotu taty. Dzieciaki są całkowicie różne dlatego trzeba z każdym co innego zrobić, aby choć trochę go zadowolić. Nie zmienia to jednak faktu, że lubimy razem spędzać czas.

< w tym momencie powiedziałam Magdzie, że następne pytanie jest o jej męża i jeżeli nie chce o nim wspominać to nie musi.  Zareagowała tak: >

Dlaczego mam nie chcieć wspominać o mężu skoro to także dzięki niemu mam takie cudowne dzieci …

W takim razie powiedz mi jak Twój mąż wspiera Cię w wychowywaniu Waszych dzieci? Na jaki model rodziny postawiliście? Mąż jest tym, który zarabia na rodzinę a Ty poświęcasz się całkowicie w wychowanie dzieci czy współdzielicie tę rolę?

Tak to mąż zarabia na naszą brygadę a ja poświęcam się w domu. Zgrzeszyłabym mówiąc że nie pomaga mi w ich wychowaniu. Każdą wolną chwilę poświęca na spędzaniu czasu z dziećmi. Chociaż prawdę mówiąc ma ich niestety mało. Mam w nim ogromne wsparcie i każda decyzja jest podejmowana razem. Dzieciaki czekają aż on wróci z pracy. Te uśmiechnięte buźki na widok taty wracającego z pracy jest czymś co łapie mnie za serducho. W całym domu słychać TATA! TATA!  A radość, że w końcu jest i, że mogą go przytulić jest nie do opisania.

To są piękne chwile… a powiedz mi co w posiadaniu licznego potomstwa jest najtrudniejsze?

Co jest najtrudniejsze… Jeśli chodzi o mnie to ciężkie są dni po nieprzespanych kilku nocach, gdy o poranku wiem, że nie będzie łatwo. Zdarza się, że cała trójka jest chora…
Często martwię się też co, to będzie. Patrzę na nich i zastanawiam się czy dobrze postępuje teraz i czy to co robię w przyszłości będzie miało dla nich jakieś znaczenie. Jakimi będą ludźmi. Wiadomo, że chciałabym, aby byli szczęśliwi i choć trochę docenili to jak oboje się staramy.
Staram się traktować ich w miarę równo, mimo różnicy wieku i charakteru żeby żaden nie czuł się pokrzywdzony. Niestety i tak często słyszę „to nie w porządku” albo ”on może a ja nie”. To też jest trudne-być sprawiedliwym w tym gronie.

A odwracając pytanie. Magda, co w posiadaniu licznego potomstwa sprawia, że masz mokre oczy od obserwacji?

Wiesz, mokre oczy można mieć z wielu powodów patrząc na taką gromadę. Z jednej strony ze śmiechu, gdy ich zabawy przechodzą moje najśmielsze oczekiwania a uwierz mi wyobraźnie to oni mają wielką. Z drugiej strony łzy wzruszenia. Gdy się przytulają i mówią sobie jak bardzo się kochają. Każde ważne wydarzenie do którego się przygotowują np. dzień mamy, pasowania itp. To dla nich w pewnym stopniu ogromne przeżycie, a ja pękam z dumy i się wzruszam na każdym kroku.
Są też momenty, w których rozkładam ręce i nie wiem czy mam się śmiać czy płakać tak jak np. wczorajszy  wieczór/ Antek- kaszlał i smarkał, noc jeszcze gorsza bo Maksowi ząb wychodzi i co chwile była pobudka z płaczem (oczy przymknięte w tak zwanym międzyczasie) a rano
3-latek (środkowy) przychodzi i wręcz uderza mnie w ramie z irytacją próbując obudzić ze słowami ” No cy ty dzisiaj wstaniesz do tego psedkola czy nie?!” Także podnoszę oko, spoglądam na zegarek a tu 6.30 „Matko kochana synu jest za wcześnie, za chwilę wstanę.” Na to on z jeszcze większą irytacja ”No to dalej!! Bo ile mozna cekać!!!!”
No właśnie,ile można, Asia? :)

Cudowna opowieść! Czy w takim razie dostanę odpowiedź na to czy planujecie powiększyć rodzinę?

Z racji tego, że marzyła mi się piątka dzieci to owszem planujemy. Może za dwa lata jak Bóg da i zdrowie pozwoli. Oczywiście jak to z planami bywa, nie zawsze tak jest jakby się chciało. Ale wiem jedno. Chcemy jeszcze jednego bąbelka.

Gdybyś mogła spędzić jeden dzień tylko dla siebie, jakby on wyglądał?

Gdybym miała jeden dzień tylko dla siebie jakby on wyglądał…. Serio nie wiem. Wiesz, często myślę, że można by tak się wyrwać na jeden dzień i zrobić coś dla siebie ale nie wiem czy bym to udźwignęła psychicznie. Chyba byłoby mi za pusto, za cicho i za smutno. Myślę nawet, że bym się nudziła. Czasami mam potrzebę odpocząć, ale to jest kilka godzin (dzieci jadą do babci albo gdzieś z mężem) i już mam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Pewnie przyjdzie taki moment, że powiem wyjeżdżam, nie szukajcie mnie, ale to jeszcze nie teraz…

Madzia, myślę, że stałaś się inspiracją dla wielu kobiet. Dla tych, które boją się powiększać rodziny z racji sytuacji finansowych, opinii publicznych oraz tego czy zdołają podołać takiemu wyzwaniu.
Jestem Ci przeogromnie wdzięczna, że poświęciłaś swój cenny czas na ten wywiad. Wasz widok sprawia, że serce skacze z radości! Życzę Wam cudownych chwil razem oraz tego, abyś nigdy nie zwątpiła w to co robisz.

Udzielanie odpowiedzi na pytania było dla mnie czysta przyjemnością. Czuje się zaszczycona móc brać udział w Twoim projekcie. Pozdrawiam serdecznie wszystkie mamusie :*

Jak wychować dzieci, żeby wyrosły im skrzydła?

” Uważaj, bo się przewrócisz, uważaj bo spadniesz, nie zdawaj pani tyle pytań, nie wchodź do tej kałuży, daj mi to bo znowu rozlejesz, widzisz? nic nie umiesz, a Jasiu dostał lepsze oceny?, nie mam teraz czasu, daj mi to, ja to lepiej zrobię! ” i tak dalej… i tak dalej…

No i pomyślicie: o co mi chodzi?

Ja wiem… wiem, wiem. Czasami za dużo. Za ciężko. Szef miał zły dzień, księgowa nawaliła, siatki z zakupami się rozwaliły a sąsiad grozi nam palcem, gdy kolejny raz dzieci wrzucają piłkę do jego ogrodu.  Ale coś Ci powiem…

Ty byłaś małą dziewczynką, a Ty małym chłopcem. Biegaliście po mokrej trawie,
ubrania wyglądały daleko od tych pranych w VIZIRZE, a w niedzielę rano oglądaliście wspólnie poranek DISCO POLO. Jakie sytuacje pamiętasz ze swojego dzieciństwa? usiądź na chwilę. Pomyśl. Co przychodzi Ci na myśl?

My, ludzie już tak jesteśmy skonstruowani, że patrzymy tylko na niebezpieczeństwo. Skąd się to bierze? a z tego, że w dawnych czasach ludzie musieli sobie jakoś radzić. Życie wśród dzikich zwierząt zobowiązywało do ciągłej czujności. Niebezpieczeństwa były na każdym kroku. Do dzisiaj w naszej krwi, zostały przyzwyczajenia i z reguły pesymistyczne rozwiązania.
Zauważ u siebie: ile razy chwalisz dziecko a ile razy za coś karzesz? ile razy podziękujesz, a ile razy wyzwiesz, że to nie tak jak powinno być?
I to nie chodzi o to, że jak dziecko pobiło drugie a tamto leży w szpitalu na obdukcji, to Ty masz powiedzieć nic się nie stało, mogłeś mocniej 😉 nie.

Już od małego uczymy pewnych zachowań. Pewnie zauważyliście, że dzieci chłoną jak gąbka. Sama teraz widzę, jak Tymek naśladuje nas już po paru sekundach. Chce być tacy jak my. A czy my byśmy chcieli, aby on był taki jak my?

NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO NA ZMIANY.

To nie Twoja wina, że tak Cię nauczono,
To nie Twoja wina, że w Twoim domu panowały inne zasady,
To nie Twoja wina, że ojciec tłuk Cię na kwaśne jabłko…,
To nie Twoja wina, że każdy pomysł, z którym przychodziłeś do rodziców wiązał się z wystawieniem Cię na pośmiewisko,
To nie Twoja wina, że rodzice więcej czasu poświęcali znajomym, nie umiejąc odnaleźć się w rodzicielstwie,
To nie Twoja wina, że do dzisiaj zamykając oczy wspominasz te złe chwile,
To nie Twoja wina, że Twoich rodziców nie było na ważnych przedstawieniach,
To nie Twoja wina, że Cię poniżano,
To nie Twoja wina, że Cię porównywano,
To nie Twoja, że w Ciebie nikt nie wierzył!

Ilu z Was ma teraz te sceny przed oczami? Ilu z Was nadal, w dorosłym już życiu przenosi to, czego nie cierpiał? Czy wykonujesz pracę taką, którą chociażby lubisz? Co sprawia, że nie zrobisz kroku na przód? Nie dasz rady? Nie umiesz? Kolejny raz się nie uda? Jesteś nieudacznikiem?Skąd te myśli? Zobacz… Słowa niewinne, usłyszane dziesięć, piętnaście a może trzydzieści lat temu, jakie mają piętno?
Czy umiesz sprawić żeby było inaczej? Chcesz tego?

Czy wiesz, że ciągłe wmawianie komuś, że czegoś nie potrafi działa przewrotnie? W większości przypadków motywacja do działania spada. Poczucie NISKIEJ wartości umacnia się. Ludzie zaczynają wierzyć, że nie są niczego warci, ich pomysł i tak się nie uda, a on do niczego się nie nadaje.

W rezultacie idzie do pierwszej lepszej pracy, bo tam go wzięli – nie licząc na to, że może więcej… zakochuje się w kimś, kto tylko na chwilę zwróci na niego uwagę, bo czy ktoś inny się znajdzie kto go pokocha? Wpada w nieciekawe towarzystwo, bo tylko tam go rozumieją. Bo tylko tam jest taki jak reszta.

Zdajesz już sobie sprawę, jak małe rzeczy mogą czasami nieodwracalnie zaburzyć poczucie własnej wartości?
Może nie na swoim przykładzie, ale na kimś bardzo mi bliskim… Ludzie, którzy NIGDY nie zostali pochwaleni, NIGDY dowartościowani, NIGDY nie byli prawdziwie kochani, mają problemy z własnym JA czasami nawet w wieku 30stu, 40stu a nawet 50ciu lat..

Czy tego chcemy dla własnych dzieci? Czy zakorzenione w nas relacje i brak pewności siebie musimy przekładać na kolejne pokolenia? Czy chcesz, aby Twoje dziecko rozwinęło skrzydła? Chcesz, aby zamiast zamkniętych drzwi, widział je otwarte na oścież? a zamiast samych niepowodzeń, widział swój cel, który obrał? Co chcesz osiągnąć? Czy to, że Twój ojciec pił całe życie, oznacza, że Ty nie możesz dać pięknego dzieciństwa swoim dzieciom?
Obudź się. W tym momencie odkreśl grubą kreską to co było. Tego nie zmienisz, do tego już nie wrócisz. Możesz stać w miejscu i nadal być tą małą dziewczynką tulącą małego misia. Która nie rozumiała dlaczego. Która myślała, ze to jej wina.
Odkreśl, skreśl, wyrzuć!

Ciebie stać na coś więcej. Zacznij coś pięknego, pokochaj to kim możesz się stać.

Zacznij wprowadzać do Waszego życia te rzeczy, a za parę lat podziękujesz sobie i mi… i będziesz patrzyć ze łzami w oczach na swoje dzieci, które zdobywają szczyty swoich marzeń.

1. Spróbuj wyrzucić ze swojego słownika słowo NIE! mi też jest ciężko. Pierwsze co, jak Tymek leci do kontaktów czy kabli od laptopa mam na języki NIE! czemu ma to służyć?
Słowem NIE! wzbudzamy negatywne odczucia.
Rozróżniasz ton wypowiedzi:

NIE RÓB TEGO! NIE DOTYKAJ! od WOLAŁABYM, ABYŚ TO ZOSTAWIŁ TAM GDZIE BYŁO.

2. Nie dawaj dzieciom złych przykładów. Mówiąc np:

Nie możesz tak robić, bo skończysz jak Kaziu spod sklepu… zobacz on też tak robił!

Dlaczego dajesz od razu najgorszy możliwy scenariusz? a nie lepiej powiedzieć:

– Spójrz na Roberta Lewandowskiego! Zobacz jak swoją ciężką pracą i zaangażowaniem odniósł sukces!

– Spójrz na Błaszczykowskiego! Zobacz, pomimo przeciwności losu zobacz jak obrócił to wszystko w swój sukces!

– A widziałaś ostatnio, że sąsiad kupił nowy dom? Tylko pogratulować. Jego firma rozwinęła się w niespodziewanym tempie. To na pewno zasługa ciężkiej pracy.

Zastanów się, czy to nie lepsze od: dał łapówkę, ma kontakty to ma co ma…

3. W towarzystwie wypowiadajcie się dobrze o swoich dzieciach. Już od małości.

Czy chciałbyś słyszeć kolejny raz o sobie, jak znowu Ci się coś nie udało, przy innych?Czuł byś się zmotywowany? a może zirytowany?

I to nie chodzi tylko o to, żeby chwalić osiągnięcia. Nie musisz setny raz mówić o tym jak Zosia dostała 6stkę w szkole, a Janek zdobył pierwsze miejsce w zawodach pływackich, kolejny raz.

Chwal również PRÓBY, które Twoje dzieci podjęły, aby osiągnąć swój cel.
Nie ten jest wielki, kto mierzy wysoko, lecz ten który POTRAFI WSTAĆ, GDY UPADNIE.

4. Naucz się PRZEPRASZAĆ!

Kochani. Nie jesteśmy idealni. Ja też ( o dziwo! :) ), ale umiem przepraszać. Nauczyłam się tego. Nie zawsze robimy wszystko tak, jak zaplanujemy. Nie sztuką jest robić wszystko idealnie. Sztuką jest przepraszać.

I tak ostatnio, gdy przy dzieciach w rodzinie, pokłóciliśmy się dość ostro, na temat, który w ogóle nie powinien być przy nich poruszany. PRZEPROSIŁAM.
My też jesteśmy w swojej dorosłości ułomni!
Nadal robimy błędy, niech jednak Twoje dziecko wie, że warto przepraszać. Niech zna to uczucie od Ciebie.

5. Pozwól mu w miarę rozsądku, podejmować decyzje. Ryzyko, które się za tym niesie, mogą podbudować pewność siebie. Nawet, gdy się nie uda, wytłumacz, że siniaki są czasami lepsze niż brak działania.

6. Pokaż mu, że Tobie czasami też się nie udaje. Pozostań przy tym autorytetem. Czy zdajesz sobie sprawę, że odkąd masz dzieci – chcesz więcej? chcesz lepiej? Czy też zaczęłaś czytać składy produktów? też chcesz by rozwijało swoje pasje? To dlaczego Ty masz być kopciuszkiem siedzącym w kącie?
Dajesz dziecku śniadanie, bo trzeba? a dlaczego Ty nie jesz? Chcąc nie chcąc, aby wychować kogoś cennego, sam musisz się nim stać. Jeżeli Ty bierzesz nieświadomie przykład z mamy, która biła po rękach za złe oceny w szkole, to czy chcesz, aby Twoje dziecko powtarzało Twoje błędy? Praca nad sobą. Myślenie przed wypowiedzią.

7. NIE DRWIJ Z NIEGO! nigdy.

8. NIE PORÓWNUJ. Kochani… to temat długi jak rzeka… serio lubiłeś porównywanie Twoich ocen z innymi? serio twierdzisz, że to dobra metoda wychowawcza? Jeżeli chcesz porównać dziecko, porównaj je z samym sobą. Np.: co się takiego wydarzyło, że nie chcesz tego zrobić? miesiąc temu miałeś na to ochotę. Chcesz o tym porozmawiać? co się zmieniło?

albo: Brawo! w zeszłym roku nie umiałeś jeszcze pływać, a na ty wakacjach już pływasz Żabką!

9. Wczuj się w jego rolę.
Wyobraź sobie, że jednego dnia budzisz się i nic nie wiesz. Nie wiesz jak zawiązać buty, nie wiesz do czego służy zamek od kurtki, jak się napić, aby nie wylać… wyobrażasz sobie to? często ludzi po śpiączce, budzą się na nowo. Uczą się na nowo. Nie irytowałoby Cię ciągłe ponaglanie? ciągłe porównywanie? ciągłe drwienie? Wiem, że czasami się spieszysz. Mi czasami cisną się różne słowa na usta. Ale czy ten ktoś do kogo idziesz nie może poczekać minuty dłużej? tak, aby Twój malec mógł sam dojść do tego o co w tym wszystkim chodzi?

10. KOCHAJ!!!
Bezgranicznie. Nie śmiej się przy dzieciach z homoseksualistów. Bo myślisz, że przyjdzie do Ciebie, gdy będzie mieć problem? nie śmiej się z czyjejś inności, bo Twoje dziecko popłynie z nurtem. Kochaj bezgranicznie. Za wszystko. Mów o tym, codziennie.

Pozwól swojemu dziecku na pozytywne odkrywanie świata. Nie wmawiaj mu kolejnych ciemnych stron życia, pozwól, aby pod Twoimi skrzydłami rozwinęły swoje… piękne i duże skrzydła.

Skoki rozwojowe, czy kolejna bujda?

Od czego by tu zacząć. Dziecko mi ryczy nocami, nie da się odłożyć a jeszcze wczoraj dałam radę zrobić obiad.
Goście sami sobie muszą robić herbatę, co akurat mi pasuje… w prysznicu pogłaśniam radio, co by nie słyszeć dobijania się do drzwi i udaję, że chociaż przez chwilę jestem sama.
Wychodząc z prysznica przeglądam się w lustrze. Takiego zombie mogłabym użyć na jakiś bal karnawałowy. No i bez wydatków tym razem. Chociaż jakieś oszczędności.

Mama mówi, że mleko za słabe. Sąsiadka, że mu zimno, trzecia, że przegrzane dziecko a dziesiąta osoba w kolejce, mówi mi, że takiego dziecka jeszcze nie widziała.

Wracam do domu i po paru dniach wraca do mnie mój Tymek. Oddycham z ulgą, że może tym razem trafiłam z mlekiem, może tym razem kropelki na kolki zadziałały albo moje modlitwy, które stały w kolejce wraz z innymi wybranymi mamami, zostały wysłuchane.

Mówię Alleluja, Amen i do przodu. Idę na spokojny spacer, zaczynam cieszyć się macierzyństwem po czym za jakiś czas na nowo… Do piersi przyłóż, najlepiej się nie kąp – wtedy Twój zapach jest jeszcze ładniejszy a najlepiej gdybyś leżała ze mną. I tak przez parę dni. Kropelki mogę sobie znowu w dupkę wsadzić i wszystkim tym, którzy mają kolejne rady… i tak przez pierwszy rok życia dziecka. Bo co będzie później to napiszę za kolejny rok jak jeszcze będę na wolności a tabletki uspokajające będą działać. Na mnie oczywiście, bo na niego nic nie działa.

W cholerę nie chce mi się opisywać kolejnych tygodni skoków rozwojowych. Bo jak dla mnie trwają one za długo i występują za często.

ALE TAK! SKOKI ROZWOJOWE ISTNIEJĄ! A Ty jeżeli chcesz poszczególnych tygodni to zjedź trochę niżej… już nie będę taka i je napiszę. W tych okresach jednym słowiem: ryk i zgrzytanie zębami. Nie tylko Tymka. Moje też są nadszarpane.

7-9 tydzień
11 – 12 tydzień
14- 19 tydzień
22- 26
36 – 37
41- 48

Jestem przy ostatnim. Żyję. Dziękuję do widzenia.